Polub NaszePanstwo.pl na   

Taurus

  • Kategoria: Polityka
  • Simon
Chciałbym powiadomić tych, którzy zaglądają na tę stronę, że w nocy z piątku na sobotę odszedł od nas Taurus. Będzie mi brakowało jego poczucia humoru i zdrowego rozsądku, którymi dzielił się na tych łamach. Ale będzie mi też brakowało daleko, daleko więcej. Teraz mogę już napisać, że Taurus, Zygmunt Szymański, prywatnie był moiim Ojcem. Żegnaj Tato.

Kaczyzm

  • Kategoria: Polityka
  • Belfer
Rzadko tu bywam, ale wiem, że zaglądali tu czasem ludzie czytający istniejacą od 2016 roku stronę kaczyzm.info, a strona ta dziś z powodów finansowych zmieniła adres na kaczyzm.one.pl. Dobra zmiana i rosnące boggactwo władzy powoduje realne zbiednienie pozostałych. Muszę zaoszczędzić te kilkaset złotych na domenie, hostingu i certyfikatach. Stąd darmowa domena i darmowy hosting. Father boss nadal tam nie jest mile widziany, choć parę razy próbował. Ale wszystkich innych zapraszam.

Nigeryjski książę

  • Kategoria: Polityka
  • Simon

O dumny Narodzie husarii pod Wiedniem, szarży somossieryjskiej i Jadwigi, sanitariuszki z Powstania Warszawskiego oddział w Starachowicach. Oto wstałeś z kolan, dumnie uniosłeś chmurną brew, trzasnąłeś pięścią w stół i zatrząsłeś skostniałym; zmurszałym do cna gruntem geopolityki! Zadrżały w lęku oblicza wrażej niemieckiej Hakaty, jak donosi TVP; dławią się w strachu przed nowonarodzoną przed ośmiu laty potęgą zboczone Francuzy, jak donosi publiczne radio; a jęk zazdrości o potęgę przetacza się od Władywostoku po Lizbonę, jak donosi prasa ze stoiska prezesa Obajtka. Oto waleczny naród Lechitów Kaczyńskich sięga wreszcie po należne mu po Chrystusie miejsce: po centralne miejsce w diademie narodów, po miejsce na brylant najpiękniej rżnięty słodką a nieporadną mową ojca Rydzyka, oraz odwagą cywilną, odpowiedzialnością i wielkodusznością Jarosława Kaczyńskiego.
            Piękne czasy nastały zaiste, czasy, kiedy najciemniejszy burak ode piwka spod osiedlowego śmietnika może już przywdziać na powrót husarskie skrzydła za pożyczkę i nie martwić się już o śmietnik. Pijani historią, potęgą, znaczeniem, propagandą, aniguzikiem i ławeczkami patriotycznymi z paździerza za sto tysięcy.
To co, jest potęga, honor i niewyobrażalna duma? A jaaaaaak! Jak się bawicie?!
No to fajnie.
To już możemy iść na żebry.

            Ach, jakież to zabawne facecje krążą po necie a propos żydowskich roszczeń! A te zakrzywione noski na grafikach, te pejsiki, te grosiki dorysowane! Te trąby jerychońskie o ustawie 447, pięć pięć dziewięć czy 666, czy jak tam obecnie jest w modzie, które mają rozwalić mury izraelickiej potęgi ponoć rządzącej światem!
A tu proszę: jest pretendent do miana nowego narodu wybranego, wybraność liczący w grosikach. Kij tam z tym, że te wszystkie ustawy 447, czy 774 (materia jest tak poważna, że aż mi się to myli) i pierdyliony na paskach TVP są mniej więcej z tego samego kabaretu poronionych urojeń, którymi karmi swoich cepów przaśna propaganda: najzabawniejsze jest to, że heroldzi narodowosocjalistycznego HONORU Lechitów przedwiecznych nie widzą tu żadnych paraleli. Nic, a nic.
Ale to dlatego, że są koszerni na „narodowy” sposób.
            Tak oto stanęliśmy w rzędzie z krajem bądź co bądź aż trzeciego świata, Namibią. Im Niemcy wypłacają odszkodowanie po ponad stu latach? To czemu nie nam po osiemdziesięciu?! Mgnienie oka wszak w porównaniu, można powiedzieć. My, potęga której Niemcy zazdroszczą, my, gracz światowy w graniu na dudach przez niewysokiego osobnika, my paw narodów i pawie pióro u tyłka mateczki Ziemi, my, co warto powtarzać, którzyśmy wstali z nagła z kolan – otóż patrzcie: Namibia dostała, a my nie!
Dawaj, przebrzydły Niemcu, dawaj i zważaj przy tem na nasz honor!
            To jest rzecz jasna wszystko bez sensu i nie ma żadnego przełożenia na świat realny. Ale to dość oczywiste: większość działań zjednoczonej tak zwanej „prawicy” nie ma przełożenia na świat realny, a jedynie na ten urojony, montowany w głowie skurwerena przez Dankę Koreankę. Była umowa z 1953 roku, było zrzeczenie się reparacji przez rządy PRL, których, chcąc nie chcąc, nie wnikając w materię prawną, obecne władze są kontynuatorem (choć będą propagandowo twierdzić inaczej). Jest jasne, że z większości reparacji, które przejęła Moskwa, a które w ramach umowy miała przekazać nam, zobaczyliśmy uczciwie 1:1. Jak mawiał prylowski dowcip: my im lokomotywę, oni nam ziemniaka. Że Niemcy zapłacili, a myśmy nie dostali z tego niemal nic. Wiadomo też, że okupacyjna strefa rosyjska w Niemczech, przemianowana potem na NRD (DDR), została z reparacji wobec Polski wielkodusznie zwolniona (Rosjanie i tak wzięli już, co zmieściło się w wagony).
Jest wielokrotnie ponawiana kwestia zrzeczenia się roszczeń, wpychana tego zrzeczenia się Niemcom i Moskwie w gardło, wciskana kolanem i dopychana wódą w ambasadach. Byle wzięli, byle łyknęli, nie chcemy od was nic, uregulowane, dostaliśmy ziemniaka za lokomotywę, git jest, spoko, możemy się rozejść, goździki na drogę.
„A dlaczegóż to tak?!” – zarży pryszczaty wzmożony patryjotyzmem kuc – „Sprzedawczyki, gnoje, tak dali Kremlowi – dawać nam tu teraz z powrotem sześć pierdyliardów!”

            Otóż dlatego tak, drogie dzieci, że kwestia reparacji była ściśle powiązana z granicami. Obolała Polska, która straciła jedną trzecią terytorium, kilka milionów obywateli, a jej stolica stała w gruzach miała nagle nie tyle potężnego protektora, co właściciela. Który tylko z kaprysu nie zrobił z niej kolejnej wewnętrznej republiki. Ot, tacyśmy byli tej wojny „zwycięzcy”.
Ziemie Odzyskane były wtedy dla Polski jak tlen. Jak zadatek na przyszłość, która mogła nigdy nie nadejść. Jak jedyne dobro, które należało chronić krwią. Jak możliwość przetrwania narodu w czymś więcej, niż w jakimś kadłubkowym Księstwie Warszawskim.
„Reparacje? A dobra, dobra dawajcie Moskalom, oni się Z NAMI NA PEWNO ROZLICZĄ, tylko tu podpiszcie układ graniczny”.
            Czytałem sobie milion lat temu reportaże Kisielewskiego z podróży na Wrocław i Szczecin w początku lat pięćdziesiątych. Pisał wtedy o marnowanym potężnym potencjale tych miejsc z tego względu, że ludzie świeżo po wojnie NIE WIERZYLI, że tam zostaną. Po traumie mordów i przesiedleń widzieli sytuację, jako tymczasową i malowali byle jak, oraz łączyli na sznurki. Rząd PRL robił wszystko, żeby upewnić ich w trwałości sytuacji. I robił wszystko, aby tzw. Ziemie Odzyskane były polskie w prawie międzynarodowym. I stąd tak skwapliwie zrzekał się reparacji (pomijając uniesioną brew generalissimusa).
Zastanawiałem się kiedyś, czemu? Czemu tak bardzo ci przebrzydli komuniści w rodzaju Gomułki czy Cyrankiewicza cisnęli na te układy dotyczące granic, czy zrzeczenia się w związku z tym reparacji?
Bo byli już po pobycie w ZSRR. Przed i w czasie wojny. Pozbyli się złudzeń. Byli, czy nie byli komunistami: wiedzieli już, że utrzymanie jak najsilniejszej Polski to nie jest nawet patriotyzm, tylko kwestia osobistego przeżycia. A mieli pod bokiem Polaków „z mianowania”: Bieruta, Bermana, Rokossowskiego.
Więc dla utrzymania bytu choć odrobinę niezależnego od Moskwy i dla niezarobienia kulki w potylicę w kazamatach Łubianki oddali reparacje za Ziemie Zachodnie. Lege Artis. W świetle praw rozmaitych. Wielokrotnie potwierdzając. Czyniąc zapisy. A przede wszystkim – czyniąc kartę przetargową z Ziem Odzyskanych.

            I dlatego jakiekolwiek roszczenia wobec Niemiec za szkody wywołane II wojną światową są obecnie bez sensu. Dobre piętnaście lat temu napisała to oficjalnie Fotyga, ówczesny minister pisich praw niegramatycz… przepraszam zagrama… mazagra… no, tych obcych, wrażych spraw innych szatanów. Na interpelację jakiegoś wzmożonego moralnie posła.

            Tadam! I teraz wchodzi pisia sekta na posyłki nadpobudliwego staruszka z Żoliborza i włażą, w swoim stylu, jeden po drugim, w ogromniastych butach klauna na bal debiutantów w Wiedniu, piszcząc przy tym gumowymi trąbkami. Dawajta nam tu! Sześć bilionów! Rok i półtora waszego budżetu – bo dla was to kwota nieznacząca, jak powiedział Prezes Wszystkich Prezesów – a on się wszak zna i wie, że w Niemczech złotówka po trzy euro chodzi.
Dadzą? Tu chciałbym przytoczyć powiedzonko jednego z moich dwóch ulubionych bratanków żony: „A taki chuj, jak słonia trąba”. Nie ma podstaw. Prawa, sensu, logiki, możliwości. Rozumu. Racji. Pomyślunku. Kminy.
A zatem po co to?

            Pozwolę sobie przytoczyć dowcip, który znalazłem w netach. Na ćwierku koleś podpisał się Darek Ćwiklak - jeśli to jego, to szacun za dowcip!
„Te reparacje to polityczna wersja nigeryjskiego spamu. „Witaj, jestem Jarosław Kaczyński i mam dla ciebie sześć bilionów dwieście miliardów złotych od krewnych z Niemiec. Pieniądze są pewne, ale nie sprowadzę ich bez twojej pomocy. Za rok oddaj na mnie głos, a krewny z Berlina od razu zrobi przelew”.
Tak, dokładnie po to to jest. Dla zabełtania w głowach skurwerena szarej tęczy (no co, inna niedozwolona), do ponownego, setnego wstania z kolan. Te, Mati, ile to będzie kosztowało, te marne pińć tysięcy billboardów, że już mamy te sześć kwadrylionów od Niemców w kieszeni? Mniej, niż za te bilbordziki o 700 miliardach z UE, które wtopiliście? Więcej? A w cenie księżowskiej ziemi za hektar? Przy przepisaniu na żonę?
Co my tu… acha… ten tego… rozmarzyłem się, wiecie…

            Nasza parszywa zmiana tak bardzo boi się odkrycia kulisów własnej działalności, że nagle spostrzegła, że może przegrać wybory. Ojejejej. No cóż to za demokracja, kiedy można przegrać!
A mechanizm jest prosty. Psychologicznie wyjaśniając prosty, rzekłbym. Otóż w euforii po zdobyciu władzy wygłodniałe hordy rzuciły się do władzy. Skutki było widać po czterech latach. I jakimś psim swędem i intryżkami Prezesa Wszystkich Prezesów (a także aktywnością narodowej szczujni TVP) udało się mimo wszystko jeszcze raz.
I te patafiany, te prostoty oderwane granatem od pługa uwierzyły - że to chyba na zawsze? No ale cóż się dziwić, jak tam u nich za guru chodzą Prezes, Ziobro albo Kowalski. I kradli dalej. Takie dość proste jednak organizmy. Żreć bez planu.
 

A nie, przepraszam. Plan jest. Nieskomplikowany, jak sam skurweren.
Obecna płaca minimalna oscyluje w granicach trzech tysięcy złotych. Tyle, ile tona węgla. I benzyna po osiem zeta. Za znienawidzonego Tuska płaca minimalna wynosiła jakieś tysiąc osiemset. Dramatycznie mało zważywszy na to, że tona węgla kosztowała w porywach siedemset złotych, a w dodatku była dostępna. A benzyna po cztery zeta z haczykiem – czujecie nostalgię?
Nie wiem, czy zauważyliście: sympatia ludzka zwykle (przynajmniej jeśli chodzi o kulturę masową) – jest po stronie bystrego złoczyńcy. Jeśli aż trzydzieści procent ludności Polski nadal popiera Zjedno… zjednoczoną… hatfu! – kłaczek – lewi… prawicę – to znaczy, że mają tę szajkę za bystrych. Ale nie można powiedzieć, że to działa w obie strony, niestety.
"Mata tu sześć biliardów do tych starych siedmiuset… eee… ile tam było? A kij, też biliardów i głosujta. Nikt wam nie da tyla, ila my wam obiecamy."

I oto sedno problemu. Oto jego jądro. Trzpień. Rdzeń i istota.

            Ci ludzie wiedzą, że nagrabili sobie na tyle, że mogą długo nie wyjść z pierdla. A nagrabili sporo. Wierzcie mi, cicha willa Obajtka w cieniu tui to jest nic. Zrobią wszystko, żeby nie stracić. W końcu – czemu nie?
Skoro skurweren jest taki głupi? Jak rzekł niegdyś Don Mateo (ten od majętnej małżonki): „Ludzie są tacy głupi, że to działa. Niesamowite!”
Jetseśmy? Jesteśmy?!
No to macie skurwerenie poza siedmiuset miliardami na bilbordach jeszcze sześć panaprezesowskich bilionów. Furda tam, że będziecie palili w piecach oponami i chrustem: perspektywy są niedosiężne. Dlaczego? Ano dlatego, że musimy wygrać wybory, a musimy, bo inaczej trafimy do pierdla. A zatem pora naszczuć Zenka spod śmietnika. Ale na co? Na gejów już go mało obchodzi. Na aborcję też już trochę wypalone, wina Tuska zaczynają wzbudzać niesmak już nawet u mniej bystrych wyznawców, próby z Żydami i Czechami skończyły się boleśnie… co by tu… A, no jasne! „Fuer Deutschland!” Dawaj na Niemców! Jak Gomułka, u niego to działało!
Eeeech, Niemcy… paskudny kraj…
            W latach osiemdziesiątych największy darczyńca w darach spożywczych netto. Kraj, który od dwudziestu lat nadkłada z nadwyżki budżetowej i płaci najwięcej do wspólnej kasy Unii, żeby z Polski był jakiś normalny członek UE. Nasz partner w UE i NATO. Kraj, który nas w te organizacje de facto wciągnął (nie bez własnego interesu). 80% eksportu z Polski idzie przez Niemcy. Kraj, który, patrząc realnie, jest naszym największym sprzymierzeńcem i szansą na przyszłość. Kraj, na życzliwe stosunki z którym należałoby chuchać i dmuchać i który jest nam przyjazny, jak nigdy chyba w tysiącletniej historii.
I co na to pisie ameby?
Dawajta nam tu całoroczny roczny budżet, co to dla was, Helmuty.

            To już nie chodzi o żarciki z ławeczek patriotycznych w kolorkach ruskiej flagi. Nie chodzi o rządy patafian ze złodziejskim „patriotyzmem” w tle. Tu chodzi o spanikowanych kaczychsynów, którzy za bezkarność za dotychczasowe złodziejstwo sprzedali by własną matkę.
I stąd te „reparacje”. Dostaliście siedemset miliardów z UE, prawie, to teraz dostaniecie jeszcze sześć bilionów. Prawie. Zaraz po wraku. Tylko głosujcie. Głosujcie na nas. Bo wyjdzie, jak systematycznie robiliśmy was w bambuko. A to ani dla was, ani dla nas nie będzie miłe.
I jak tam, skurwerenie powstały z kolan? Smakuje 3.500 za tonę? Ale spokojnie. Zaraz nam pisi wprowadzą kartki, reglamentację, społeczne komitety kolejkowe pod kopalniami już działają, telewizja – hatfu! – „publiczna” donosi, że statek z wunglem wpływa do portu, jak niegdyś z cytrusami – PRL bis jak żywy. Ot, taka to i Polska Zjednoczona Prawica Rzeczpospolitej nam rządzi. Cóż więc się tu dziwić, że i pojazd po Niemcach jak żywcem wzięty z późnego Gomułki? Co by tu zrobić, żeby skurweren nie zorientował się w rozmiarach grandy i nie zagłosował wreszcie rozsądniej? I nie posłał parszywej zmiany do pierdla w roku przyszłym?
Ano wroga trzeba, wroga naszego pięknego żoliborskiego ustroju, a także wroga cnych obywateli, od starców po niewinne dziateczki. Geje już byli, to dawajmy teraz Niemców. A jak trzeba będzie, to i Szwedów za Potop (Krycha już coś o tem bredziła znad sałatki) i Niderlandy przez Zagłobę darowane przed sądy pociągniem. Takie to zabawy na rynek wewnętrzny, aby tylko publikę maksymalnie ogłupić, zaświecić jej w oczy w szczujni wirtualnymi bilionami, zamydlić gały, zamataczyć, zamateuszyć, zakurszczyć, bezczelnie kłamać i robić idiotyczną propagandę.
            Tylko że to nie jest już tragikomiczne. Mamy terminal gazu skroplonego i możliwość sprowadzania go z Norwegii. Negocjacje prowadzimy TERAZ, w zupełnie już nowej rzeczywistości możliwości i cen, zamiast przez ostatnie lata. Ale nieeee, to jeszcze za mało, przecież nadal jest za łatwo, więc wychodzi biedny pajac, robiący za słupa faktycznie rządzącemu tym krajem Jarkowi i bredzi jakieś bzdury, jak to Norwegowie WINNI się z nami dzielić swoją forsą. W trakcie tych negocjacji! Jak nie podejrzewać, że to sabotaż? Bo jeśli nie, to jest właśnie ten sam głupi schemat: dla jakiegoś punkcika procentowego u ogłupianej tłuszczy płacić majątkiem i pozycją kraju. Bo to przecież nie z ich kradzionego idzie…
             Trwa wojna Rosji z Ukrainą, na świecie narasta fala niepokojów i konfliktu, Putin otwarcie grozi światu wojną jądrową – a my w tym czasie, dla bezpieczeństwa dupsk złodziejskich polityków przed odpowiedzialnością za własne występki – szczujemy na jednego z najważniejszych sojuszników w NATO, najważniejszego w UE, i bezcennego dla przyszłości Ukrainy, a co za tym idzie także państw bałtyckich, naszego i całej Europy. I w dodatku robimy to bez sensu, bo zysk z takiego postępowania jest wyłącznie taki, jw.
To nie jest już powód do śmiechu, to nie jest tak żałosne, na jakie wygląda. To jest po prostu zbrodnia; to zdrada stanu prowadząca do pogorszenia pozycji Polski na arenie międzynarodowej w najgorszym możliwym po temu czasie, to próba kupczenia bezpieczeństwem i przyszłością Polski dla tych marnych nakradzionych fortunek „prawych” i „sprawiedliwych”, dla osłonienia ich oślizgłych krętactw, brudnych matactw i kłamstw, ich krzyczącej niekompetencji, głupoty i złej woli.
Ze strachu pisi przekręciarze są gotowi zarżnąć własny kraj działaniami, jak ze slapstickowej komedii.
Pozwolimy im? Pozwolimy?!

 

Wolność

  • Kategoria: Polityka
  • Simon


Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom
rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom.

            Tak. Wiem. Gałczyński napisał to pod koniec epoki stalinizmu. Bóg jeden wie, czy na fali schodzącej, czy wschodzącej. On, szalony poeta bez odpowiedzialności poza odpowiedzialnością za słowo, będąc przed wojną wyrobnikiem w pisemkach oenerowskiej dziczy, po wojnie w pismach dziczy stalinowskiej, biedny, wiecznie pijany anioł swojej sprzedajnej boskiej muzy mimo to – skażony był niestety niezmywalnym piętnem geniuszu. Zatem nawet w „produkcyjniakach” mimowolnie tworzył prawdę. Jak w tym wierszyku.

Nadszedł ten czas. Trzęsą się portki pętakom, puchną konta dziwkom do wynajęcia, nalewają się tłuszczem mordy ludzi bez skrupułów. Powoli dochodzimy do starej, cienkiej, czerwonej linii: tak długo był spokój, iż zapoznano głód, śmierć, hekatombę i ogień z nieba; tak długo było spokojnie, że ogół oswoił się z myślą, że ból zęba to nic takiego, skoro na razie nie boli. Wymarły pokolenia, które zaznały potopu i bólu zęba.

Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem tak naiwny, ani tak ograniczony, aby nie wiedzieć, że wojna jest wieczna. Była w Korei, Wietnamie, Kambodży, Sudanie, Jemenie, Rwandzie, Syrii, Afganistanie, Iraku, byłej Jugosławii, Czeczenii. Ale zawsze była w cieniu, na uboczu, nie śmiała być światową. Sto tysięcy ofiar? Dwieście tysięcy? Nadal bez wpływu na dynamikę światowych gospodarek i konstatację, że milion ofiar – to tylko statystyka.

Wszystko zmierzało ku lepszemu. Ponad siedemdziesiąt lat bez wojny światowej? Niezwykłe. Szalone wręcz. Rokujące.

Fukuyama pisał o końcu historii, a w pracach historyków nastąpiło rozważanie o tym, czy wchodzimy w nową, liberalną epokę. Po zlodowaceniach.

I co? Pstro.

Zaraza. Dwóch żyjących papieży. Antyszczepionkowa histeria. Powrót teorii płaskiej Ziemi. Kryzys gospodarczy napędzany do znudzenia tak samo, jak sto lat wcześniej. I stojąca u progu wojna światowa między tradycjonalistycznym blokiem zamordyzmu i liberalnym blokiem demokracji.

Ot tak, nagły powrót do średniowiecza z przebłyskami późnego hitleryzmu.

Nie jest jednakże tak, że ludzkość tak całkiem nie odrobiła lekcji historii. Chociaż to może źle powiedziane: ludzkość nie odrobiła, a historia non magistra vite est, bardziej: historia odrobiła lekcje za nas. Dała nam w swym szalonym cywilizacyjnym pędzie narzędzia, aby zmądrzeć. Narzędzia, jak to narzędzia, można je różnie wykorzystywać – skoro można mądrzeć, lepiej jest głupieć. I tak Internet  jest wykorzystywany głównie do parzenia się i popuszczenia chuciom, szukania atencji i oglądania, jak jakiś facet wsadza sobie słoik w dupę. Do policzenia się idiotów: patrzcie, ilu nas jest mądrych, co nie spadają z krawędzi Ziemi!

Ale nie da się też nie zauważyć pozytywnych cech technologicznej zmiany. Może i oprogramowanie rozpoznaje twarze w chińskim tłumie przez kamery. Może i pomaga wprowadzać punktowy system za lojalność i nielojalność społeczną.

Ale pozwala też zebrać się do kupy przegranym, biednym, wygranym, bogatym, mądrym. Wszystkim.

Informacja jest jak piorun krystalizujący piasek. Rozchodzi się jak wirus w społeczeństwach totalitarnych. W społeczeństwach ery Internetu rozchodzi się jak fala tsunami, której nikt  nie zatrzyma. Na naszych oczach palą się irańskie hidżaby, rosyjskie czołgi, reputacja Xena Li. Nie ma już świętości.  Paradoksalnie to, co miało dać nam zniewolenie – daje nam wolność. Wolność przepływu informacji.
Studenci w Hong Kongu strzelają z łuków do jednostek specjalnych z dachów akademików. Młode dzielne kobiety palą hiżadby w Iranie i giną. Młodzi mężczyźni stają po ich stronie – i giną.

I wiecie co?

Tej fali już nic nie zatrzyma. Fali wolności, zachłyśnięcia się swobodą, otwarcia oczu.

Ona zmiata właśnie obecną Rosję, Iran, księcia Syrii.

Ale jak skończy się ten rachunek sił? Jak skończy się konfrontacja? Fali nic nie zatrzyma, ale czy nie popłynie ona dalej, aby rozbić się w zbędnych szczegółostkach, w małych animozjach, w wiecznie napędzanych przez satrapów nienawiściach?

Jacek Kaczmarski śpiewał słowa Jacquesa Brela o murach. Publiczność niesiona wolnościowym zapałem nie rejestrowała, że one w końcu rosną… rosną.. rosną…

Ale, no cóż..  Internet wykazał w sobie już tyle złych i poniżających cech, że pora w końcu na dobrą.

Kobiety w Iranie palą hidżaby.

Studenci na dachach akademików Hong Kongu strzelają z łuków.

Pali się ład satrapów.

Bo ludzie dojrzeli, że rzeczywistość społeczna jest WYŁĄCZNIE WIRTUALNA, a jeśli  tak – to czemu na nią nie wpływać? Będzie więcej bohaterów i bohaterek. Będą ginąć pod kulami, granatami i miotaczami ognia.

Bo zaznali wolności.

Tej wolności. Wbrew hidżabom, sutannom, satrapom, idiotom, szaleństwom, stadnemu zbydlęceniu.

Internet zabrał nam godność. Wiarę w siebie. Swobodę.

Czas, by dał nam WOLNOŚĆ.

Czy mury jeszcze urosną? Czy jednak ludzkość choć odrobinę zmądrzała?

Otóż, drodzy widzowie: okaże się niebawem.

 

A u nas?
 

Reasumpcja

Kichnął biedaczek,
Nie przyszedł płaczek,
Lekarstw konsumpcja:
Cóż: reasumpcja.

Nie zdążył gamoń,
Błądzi tak samo,
W windzie, w pociągu
Reasumpcja w ciągu.

Za dużo opozycji
W wygranej pozycji?
Z dyktatu ferajny,
Czekamy sprzedajnych.

A wiecie, skurwiele?
Chętne wam pościelę:
Reasumpcji jam skory
Z ostatnimi wybory.

 

Ale na cóż to, po cóż, kiedy żyjemy w napiętej do granic fikcji?

Ufam Polakom. Nie zawiodłem się mając lat pięć.

Dziesięć.

Trzydzieści.

Nie zawiodę się i teraz. Faktem, jest, że za ambicję małej kaczki będziemy teraz płacić dziesięciolecia.

Ale to jest nic wobec tego, co w historii mieliśmy,

Czasem trzeba na jakiś czas zgłupieć, żeby ostatecznie zmądrzeć.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Oceń artykuł

Sekta

  • Kategoria: Polityka
  • Simon

Jakie to jednak jest smutne, że ludzie w swej masie są aż tak bardzo nieskomplikowani.
Są takie dość tajemnicze dziedziny, tajemnicze z racji używanego zestawu pojęć i hermetycznego języka, które od razu przywodzą na myśl zaawansowaną wiedzę, przemyślność, krąg wtajemniczeń i tryumf profesjonalizmu nad improwizacją.
Propaganda, socjotechnika, target, przekaz podprogowy, grupa docelowa i takie inne ble, ble – a kiedy się bliżej przyjrzeć… no właśnie. Za tym całym, bogatym zestawem technokratycznego podejścia do manipulacji kryje się ostatecznie parę dość prostych prawd ubranych w naukowo i dostojnie brzmiące formułki. I tak, niespodziewanie, choć z początku mieliśmy wizję sterylnego personelu w białych fartuchach, lśniącego obcością zestawu laboratoriów, pracujących pełną elektryczną parą superkomputerów w klimatyzowanych pomieszczeniach – kończymy na klepisku, po którym czerwony z wysiłku cham w butach z cholewami wali na odlew cepem.
I to wystarcza.
Tak, okazuje się, że aby propaganda była skuteczna, musi być głupia, chamska, nachalna, nieprawdopodobna i żałośnie prymitywna. I uparta, dokładnie jak ten chłop, walący młóckę.
Pewnie czytaliście tu i ówdzie o sektach. O ludziach którzy po kilka razy przesuwają daty końca świata za swojego życia. O ludziach, którzy popełniają zbiorowe samobójstwa, bo tak im guru kazał. O ludziach, którzy wierzą w rządzące nami jaszczury, w płaską Ziemię zaludnioną pradawnymi siłami tworzącymi piramidy, czy co tam jeszcze ciemnota najżałośniejszych zakamarków umysłu wymyślić zdoła.
Ba, tacy ludzie mogli pukać i do waszych drzwi, zdarza się. Jakiś napruty degenerat potrzebował kasy na swoje nałogi, więc założył religię w pijanym widzie, do której powklejał losowo przywidziane w delirium bzdury. A teraz, sto lat po tym, jakieś ludziki pukają wam do drzwi i z przejęciem chcą wam przekazać informację, że macie szansę znaleźć się w tych siedmiu czy tam siedemdziesięciu tysiącach sprawiedliwych, musicie tylko wypełnić pijany zwid proroka.
Folklor? Może. Ale o wszystkich barwach i odcieniach władzy i pieniędzy: może być Bogu ducha winny szaraczek, który wam wciska jakieś kolorowe religijne pisemka, a może być wpływowa organizacja, piorąca pieniądze i niszcząca ludzi od pstryknięcia, która szczerzy się do nas hollyłódzkim uśmiechem  Toma Cruise, czy innego tam aktorskiego bezmózga.
Powiecie, że to skrajności. Że to nas nie dotyczy. Że przecież trzeba być ostatnim idiotą i pierwszym głupcem, żeby wierzyć w takie brednie.
Naprawdę?
No to wam coś powiem.
Mogę na to popatrzeć nieco z boku, bynajmniej nie dlatego, że jestem mądrzejszy od was – bo nie jestem, i zapewne na poszczególnych etapach życia także łykam podgrzane dla mnie kluski propagandowych bredni, niczym głupia gęś. Mogę patrzeć na to nieco z boku, bo na stałe nie mieszkam w Polsce. Do Polski przyjeżdżam dwa – trzy razy do roku. I patrzę na zmiany. I widzę ostrzej. A ostrzej widzę dlatego, że zmiany zachodzą kolosalne.
Aby skrótowo, a jednocześnie trafnie przybliżyć temat: dla sprawdzenia skali zmian nie cofam się przed działaniami ryzykownymi, nużącymi i obrzydliwymi. I tak na przykład włączam sobie po przybyciu TVP Info.
I możecie mi wierzyć: to jest za każdym razem niebywały szok. ZA KAŻDYM RAZEM. Od kilku już lat. Leci to TVP Info, a ja wybucham śmiechem przy co zabawniejszych kawałkach, po czym patrzę po miejscowych, współoglądających, i… wiem, że podzielają moje poglądy. Wiem, że mniej więcej patrzą podobnie na rzeczywistość. I nie rozumieją mego śmiechu pełnego grozy.
Jak powoli gotowana żaba nie wyskoczyli w porę z gara i przestali widzieć pełną skalę absurdu, który leje im się w uszy. Racjonalizują ten wylew najprymitywniejszych śmieci, dopatrują się drugiego dna w najobrzydliwszej płaskiej propagandzie, starają się tłumaczyć mi rzeczy niewytłumaczalne.
Będąc w szambie przesiąka się smrodem.
A to są ludzie myślący, znam ich. Krytyczni, dzielący włos na czworo.
To co zrobiono z mózgami poczciwej tłuszczy? Widzę to ostrzej za każdym razem, gdy przyjeżdżam.
Polska dziesięć lat temu, tout proportion gardees, była dość normalnym krajem europejskim. Aż za normalnym, zważywszy na przemiany ostatniego półwiecza.
A teraz, przy moich copółrocznych peregrynacjach?
Oto Polska mojego dzieciństwa: kraj żywego absurdu, kraj zbiorowego amoku, kraj napięcia nacjonalistycznego przechodzącego w histerię, kraj nieustającej wojny ideologicznej przebiegającej w poprzek wszelkich warstw społecznych i familijnych, kraj nagle trącony bezustannym rozważaniem rzeczy nieistotnych kosztem swojej przyszłości, kraj zarażony zbiorowym szaleństwem mesjanistycznego filozofowania tam, gdzie trzeba wbić gwóźdź i pomalować płot.
Wygląda to trochę tak, jakby ćwierć wieku nagłego rozsądku Polaków i ich dążenia do bycia normalnym zachodnim krajem nagle strasznie się znudziło, skutkiem czego wskoczyliśmy w stare koleiny narodowego szaleństwa, niczym królik do cylindra magika (szapoklaka, wiem, wiem, tak to się nazywa naprawdę).
Dlaczego tak się stało? Wiem, nie jestem obiektywny, ale nawet ci z was, którzy się ze mną nie zgadzają, którzy są po innej stronie barykady: czy wyjaśnicie mi fenomen tej nagłej radykalizacji społecznych postaw Polaków? Ja wiem, czasy są trudne, wojna jest, ALE TO ZASZŁO PRZED WOJNĄ, nadmieniam.
Otóż mnie się tak zdaje, że dlatego tak się stało, że, jak nadmieniłem w pierwszym zdaniu niniejszego artykułu – my, ludzie, przy całej swojej złożoności, jesteśmy jednak potwornie nieskomplikowani (nie wyłączając niżej podpisanego). Proste środki walenia cepem po gumnie dadzą w końcu efekty – goebbelsowskie kłamstwo tysiąc razy powtarzane nie musi stać się prawdą, ale może stać się ćwierćprawdą, półprawdą, trzyczwartprawdą. No, może i ruskie nie wysadzili Tupolewa, ale popatrz, jak się zachowują teraz… Może chociaż mgłę rozpylili?
A metody działania dokładnie jak ten cep: proste, twarde, nieskomplikowane. Opierające się na wbijaniu do łbów kłamstwa, na braku cieniowania, na wrzaskliwym pompowaniu nieracjonalnych racji, na prymacie propagandowego hasła nad argumentem, na odwoływaniu się do uprzedzeń, jaskrawości, plakacie, czerni i bieli chlapanych bez umiaru i pomyślunku.
Na słowach, słowach, słowach – wbrew myślom.
Pytasz o to, co można by zrobić, aby wyjaśnić podejrzane dojście PiS do władzy dzięki rosyjskim podsłuchom po restauracjach? Dostajesz materiał w TVP o Sikorskim. Pytasz o list Morawieckiego do przedsiębiorców, w którym określa Europę Zachodnią jako moralne bagno i formułuje treści godne dżihadystycznego imama – dostajesz „Fur Deutschland” za nalanym fałszywą nobliwością obliczem Holeckiej. Pytasz o to, dlaczego ideologiczne oblicze obecnej władzy jest tak niepokojąco zbieżne z ideologią modną obecnie na Kremlu – dostajesz lamenty o Cedyni, krzyżakach i odwiecznej wrogości Niemców. Pytasz o to, dlaczego nasze rządy tak długo stawiały na współpracę z jawnie prorosyjskim Orbanem, albo zapraszały siedzącą w kieszeni Putina Le Pen do Warszawy – dostajesz bredzenie o lewackim gejowskim spisku Europy Zachodniej, która chce abortować i eutanazjować.
To nie jest żadna dyskusja. To jest robienie ludziom z mózgów gówna. To jest działanie na najprostszych instynktach, to orwellowskie szukanie wroga zewnętrznego i wewnętrznego dla utrzymania władzy, to robienie ludziom wody z mózgu tylko po to, żeby utrzymać się przy władzy.
I – przykro to rzec – działa. Bo może i my nie jesteśmy ciemnotą, która wierzy tym bałwanom z Solidarnej Polski, ale wiecie, coś jest na rzeczy: nigdy nie będzie Niemiec Polakowi bratem, a Europa to nas wydymać chce…
Jestem to mniej więcej co pół roku, i za każdym razem włosy bardziej mi dęba mi stają. A – Bóg łaskaw – mimo wieku jedynie siwieję, a nie łysieję.
To nie wygląda dobrze, kochani. Kłamstwo sączone przez dekadę naprawdę zmieniło oblicze „tej ziemi”. Na coś, czego większość obywateli w roku dajmy na to 1989 nie chciałaby oglądać i od czego odwróciłaby się z obrzydzeniem.
Nie jestem prorokiem. Nie roszczę sobie prawa do przewidywania przyszłości. Ale jedną rzecz widzę jasno, i myślę, że wy też. Ta władza się kończy. Popełniła tyle nieprawości, tyle zniszczyła, sprzeniewierzyła i ukradła, że nadchodzi jej kres. Chyba większość już to czuje.
Myślę, że podobnie jak w roku 1989 puszczą tamy. Cały ten parujący nieprawością gnój się rozleje. Żyjemy w czasach, kiedy informacje nie giną: wszystko zostaje na takim czy innym serwerze. Wyobraźcie sobie, czego dowiemy się o obecnej władzy, kiedy prokuratury nie będą od niej zależne: wobec tej skali nieprawości, którą znamy już dziś.
Tamy puszczą, nadejdzie zbiorowe katharsis, ludzie z niedowierzaniem będą spoglądać za siebie i pytać: „Jak to było możliwe?”
Legitymacje PiSu podzielą los legitymacji PZPR, mało kto będzie chciał się przyznać do kolaboracji z obecnym reżimem, a ludzie, którzy dzięki obecnemu nomenklaturowemu złodziejstwu się wzbogacili – sprawdzoną ścieżką i metodą zamilkną, znikną, i będą trawili owoc swojej nieprawości. Jako byli Wallenrodzi.
Ale jad zostanie. Na pokolenia. Ten jad, sączony tylko po to, żeby jeden staruszek z Żoliborza jeszcze miał troszkę te swoje psychopatyczne przyjemności i żeby jego gwardia jeszcze choć troszkę pobyła przy żłobie – przeżyje i staruszka i jego dwór.
Tamy puszczą, zmiotą ten cały porąbany pisi wytwór, wstyd będzie ogromny – ale kupa szlamu zostanie.
Bo jest naturalny psychologiczny opór. Całe rzesze ludzi w duchu zacnych, naprawdę patriotycznych, zaangażowanych – uwierzyło w słowa nienawiści, które ubrały się w piórka patriotyzmu i bogobojności. I dlatego zostali chrześcijańskimi nienawistnikami, wolnościowymi zamordystami i przenikliwymi ślepcami.
I jak teraz mają się tego wyrzec? Jak mają przyznać, że ktoś na zimno i dla politycznej gry zrobił z nich naiwnych głupców? Jak mają uwierzyć, że wbrew ich dobrym intencjom zostali wykorzystanymi do zła frajerami?
Tak, to stąd te ciągłe trzydzieści procent poparcia. Nie ze złych intencji. Z głupoty.
A nikt nie chce być głupim, prawda?
**
Nie będziemy drugimi Rosjanami, Serbami, Węgrami czy ajatollahami. Tamy puszczą, osad będzie nadal woniał niezbyt przyjemnie, wstyd odbijał nam się będzie czkawką jeszcze przez dziesięciolecia.
Ale nie da się zatrzymać postępu technologicznego (nie mówię o cywilizacyjnym, jeśli takowy w ogóle istnieje).
Jest Internet, jakiś tam przepływ informacji, zawsze jakieś wyjścia, które stłumione i zahukane, którędyś jednak wodę przepuszczą.
Są ludzie młodzi, którzy tę dętą tromtadrację durnej propagandy zobaczą w całej ohydzie.
Jest pierwszy listopada. Wraz z moimi dziećmi trafiłem na olbrzymią nekropolię w Olsztynie, Cmentarz Komunalny. W areale bliski Powiązkom.
Byliśmy przy pomniku zamordowanych żołnierzy AK.
Morze zniczy. Zapaliliśmy też.
Junior, mój mały synunio, prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu i sto dziesięć kilo wagi, dziewiętnaście lat pyta: a co to?
Naprzeciwko pomnik funkcjonariuszy MO, „utrwalających władzę ludową”. Mniej zniczy, ale też są. Ja nie mogłem tam znicza zapalić, za duża wiedza historyczna. Ciężko by mi było. A on? „Aaaa… też im zapalę, w końcu nie żyją, prawda?”
Zawsze jest nadzieja na wyjście z sekty. Na bycie rozsądnym chrześcijaninem.
Zawsze.

Nowy wał

  • Kategoria: Polityka
  • Simon

Nie macie kochani wrażenia, że wypadki poczynają ostatnio toczyć się z rosnącą dynamiką kuli śniegowej? A tempo wypadków narasta wraz z coraz gorzej ukrywaną paniką niemiłościwie panującej nam parszywej zmiany?
Jeszcze rok temu wydawało się, że szybciej już być nie może: co tydzień nowa afera, niegodziwość, świństwo.
W porównaniu do tego, co widzimy obecnie – i tak iście ślimacze to było tempo!
Rządzący posuwają się tak daleko, że zgodnie z życzeniem ich pana i władcy palą właśnie za sobą wszystkie mosty, które umożliwiały jeszcze jako takie powroty w krąg ludzi cywilizowanych – ze wstydem, sromotą, ale zawsze.

Zabawnie w tej chwili wygląda niegdysiejsza kariera słowa „leming”: oto stado przerażonych świnek (bynajmniej nie morskich) toczy się coraz bardziej panicznym truchtem tam, gdzie im ich dysponent wskaże.
Co do niektórej, bystrzejszej (a o to niełatwo) zaczyna docierać, że tam na końcu to nie tylko koniec forsy i stanowisk, ale… ojejku, jejku… i pierdel nawet być może?
Stąd coraz bardziej olśniewające fikołki, szusy i podrygi trzódki; która do tej pory nauczona była tylko stawać słupka.
Po tych latach pełnych ich aroganckiej buty, prostackiego kłamstwa, niepohamowanego nepotyzmu i nieskrywanego złodziejstwa byłoby to nawet dość zabawne widowisko, gdyby po drodze swymi raciczkami nie tratowali resztek tego, czego jeszcze z kraju nie udało im się zeżreć, lubo też otoczyć górkami łajna.
A w takim strachu stadko, przepychając się, jeszcze sporo niewinnych ludzi stratować może, niestety.
Ale cóż, c’est la vie! Skoro nie możemy nic na to poradzić, przynajmniej cieszmy się z widowiska robionego o tyleż z rozmachem, co nie pozbawionego piętrzących się lawinowo efektów tragikomicznych.
Na początek niech zatem uszy otoczy nam swym miodem słodka dumka śpiewana tęsknie przez Suskiego, wbijającego pustawe oczka w dal w poszukiwaniu… No, domyślacie się czego:

 
Pani kurator


W pewnej krainie (nazwy nie pomnę)
Dorwał się władzy karzeł złośliwy.
Nie było państwo to znów ogromne,
Lecz on ambitny w sposób dotkliwy.

I taką był on osobliwością,
Że ta złośliwość bez interesu
Równać się mogła tylko z mściwością –
Obie dopchnęły go do sukcesu.

A że miał głównie do zemsty żądze,
Kiedy się tylko ujrzał w koronie:
„Już ja was teraz wszystkich urządzę!
Pożałujecie, żem ja na tronie!”

Jako wymyślił, tako też robił,
Z podziwu godną uporczywością;
Państwo na modłę swoją przerobił
Swym intryganctwem i przebiegłością.

Kłamstwo w najszczerszą prawdę zamienił,
Złodziej się chwalił swoją hojnością,
Dureń się mędrcem u niego mienił,
Nikczemnik – pierwszą osobistością.

Prawo zastąpił rychło bezprawiem,
Naukę głupotą i zabobonem,
Współczucie złością, szczując wciąż gawiedź;
Dał za lenistwo zasiłki słone.

Po czym chichotał w dzikiej radości,
Przed ludem troskę wielką udając,
Ile to napsuł ze złośliwości  –
Wprost się zataczał cicho chichrając.

Gdy zatem baba z ciasnym umysłem,
Co sama sobie się chytra zdaje,
Ze średniowiecznie świeżym pomysłem
Pcha innym w gacie swe obyczaje;

Darząc tak szczodrze swą nienawiścią
Słabszych, zaszczutych i ohydzonych;
Tam się kierując własną korzyścią,
Gdzie nie żal babie dzieci krzywdzonych;

Z wiedzą, co krzepko czerpie swe złoże
Z ploty maglowej i horoskopu;
Z taktem subtelnym, iż go założę
Z cepem na gumnie prostemu chłopu;

Z prostym konceptem na rzeczywistość,
Wprost zaczerpniętym obok z parafii,
I z intelektem lekkim w przejrzystość,
Że latać niczym słoń on potrafi;

Gdy taka baba władzy ma parcie,
We mdłym rozumku brak zahamowań,
I tłuc o stołek umie zażarcie –
Kariera przed nią stoi gotowa!

Jaki powierzy państwo jej stołek?
Gdzie szkód narobi ponad szacunek?
Gdzie krwi napsuje tępawy kołek,
Zniszczy i grubo nad obstalunek?

Powierzmy dzieci jej wykształcenie!
To się spodoba władcy – tak chore;
Takie perwersje w tym państwie w cenie,
Niech będzie babsko to… kuratorem!

Wytężcie uszy… czy to słyszycie?
Na progu słuchu barwa znikoma…
Lecz jeśli dobrze słuch wytężycie:
Tak… bez wątpienia… to chichot gnoma!

No proszę! Nie tylko maluje, ale i na bałałajce zagra! Człowiek renesansu, choć, mówiąc szeptem – Bogu dzięki nie do końca rozumie tekst. Stąd zapewne to szczere wykonanie. Brawa!!!

I specjalnie dla państwa numer następny. Za chwilę odezwą się gromy bębnione na stalowej blasze, oślepią nas błyskawice reflektorów, zagwiżdże ponure wietrzysko turbiny wiatrowej (o ile dyrekcja teatrzyku dała radę zapłacić Tuskowi podwyższony rachunek za prąd) – krótko mówiąc – nie było tu takiego jubla od ostatniego wystawienia „Hamleta”, tyle, że to było po portugalsku i braillem, zatem nasz dzisiejszy numer przebija nawet i tamten.
Oto horror śpiewany przez płatników rachunków gazowych, pod tytułem:

 
Mafia uskrzydlona, czyli Pegasus


Legitymacji już nie macie,
Władzę trzymacie w sposób miński;
Lecz z demokracją nie wygracie –
Całuj psa w nos, Kamiński!

Choć każdą podłość uczynicie
I w smak wam podstęp każdy świński,
Polaków do cna nie zgnoicie –
Całuj psa w nos, Kamiński!

Esbecją gęby wytarliście,
Przez lata szczując tłum kretyński;
Metody jej stosowaliście –
Całuj psa w noc, Kamiński!

Pierdla cię widmo nie zachęca?!
Nie uratuje już Kaczyński,
Chociaż chciał wojska na ulicach –
Całuj psa w nos, Kamiński!

Za to, żeś podsłuchiwał, gnoił,
Zwykła w historii nędza twa:
Tyran ma zawsze w służbie gnoi –
Całuj Kamiński teraz psa!


Brrrr! Prawda, że rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze oczekiwania? Ciekawe, czy wódz ma na koniec jakiś bunkier na podorędziu… 
O czym to ja… Ach tak, zagadka! A oto i ona: o jaką to popularną (niegdyś) platformę do gier chodzi?



Ktoś odgadł? Nie?!
Żarcik… Wiadomo, każdy odgadł. Skąd zatem nabrać nagród? 
Już wiem! Wszyscy dostaniecie po tarczy! Albo dwóch! Albo trzech! I Wyrównanie! I dodatek! I gratyfikację! I dwie złotówki za każdą złotówkę!
Tylko się z Glapą skontaktujemy i już, już…

A póki co podziwiajcie:

 
Nowy wał


Przeciw kryzysom tarcze,
Z lancy grot stabilności,
Haubice gospodarcze
I proca przedsiębiorczości.

Power Point aż się grzeje,
Z wysiłku pocą tabelki,
Drewnem pajacyk pieje;
Na okularkach kropelki.

Śmierdzi tanim PR-em,
Plakatem tandeci się ściema,
Sztuczki jaskrawe nad miarę –
Odpust dla suwerena.

Zarazą śmierci masowe,
Nazajutrz zapominane…
Inflacji widmo głodowe
Znów realnością owiane.

Kraj cały na podsłuchu,
Ciemniak nas lękiem zaraża;
Nim pały znów będą w ruchu –
Kto jego władzy zagraża?

Wojna narasta pod progiem,
Zaś Polski łaskawe pany
Kłótliwi – bo każdy im wrogiem -
Jak menel delirium pijany.

W mózgach znów średniowiecze,
A jeśli co kogo boli,
Relikwie kurator zaleci
Świętego Andrzeja Boboli.

A przekaziory znów mielą,
Włochatym kłamstwem niesione:
„Tamci kradli! Ci dzielą!” –
Wymioty upaństwowione.

Armię spustoszył wariat,
Zaś sądy zawistne zero;
Znów wrogi jest komisariat,
Sejm stoi sprzedajną ścierą.

Czczy moraliści swą zgrają,
Gdy tak bezwstydnie upadli
Sami nie pamiętają
Ile już dotąd nakradli.

W mękach umiera kobieta,
Bo te posępne łajdaki
Katonów zgrywają teraz,
Dla nędzy swej niepoznaki.

W trwodze od grzechów nadzy,
Pot rosi bezsenne czoła:
Strach przed utratą władzy
Jak młyńskie u szyj ich koła.

Chlewnia w panice kwiczy!
Myślicie, że nadto straszę?
Czy życie się jeszcze liczy?
No pewnie! Ale nie nasze…

Już nam „ład” zbudowali,
Na łgarstwie, szczuciu, złodziejstwie;
Czegoście się spodziewali?
Coście oparli na chciejstwie?!

Czegoście się spodziewali? 
Nie cudów wszak, moi złoci?
Do władzy się przecież dorwali
Złodzieje bez zasad, nepoci.

Miernoty, co nie groziły
Choć cieniem prezesowi;
A duszę i twarz oddały,
By się kradzionym obłowić.

Czegoście, ludzie, czekali,
Gdy rządzą prezesa atrapy?!
Wiadomo, że to się zawali,
Czego choć dotkną ich łapy!

Kiedy toniemy w bezładzie,
A państwo na oczach się wali –
Jak teraz w Nowym wam Ładzie?
NA KOGOŚCIE GŁOSOWALI?!

Smoleńsk wam wyżarł mózgi?
Łapówki wyborcze kupiły?
Zdziwieni, że w tyłek są rózgi
I czemu ten ład tak niemiły?

Cały kraj oddaliśmy
Dla zemsty starca mściwego.
Dla bzdury roztrwoniliśmy
Pokoleń wysiłek. DLACZEGO?!

Władzę daliśmy, gdy chcieli,
Propagandę żrąc chwacko –
Bo kruchtą obłudnie wonieli –
Ludziom z naturą łajdacką.

A to jest nauczka na przyszłość,
Spłacimy ją wszyscy zarówno:
Na kłamstwie i nienawiści
Zbuduje się tylko gówno.

Jarimir Puczinskij

  • Kategoria: Polityka
  • Simon


Bardzo łatwo śmiać się z tych głupich ruskich. O, jakże łatwo i przyjemnie! Co za matoły, co za ciemne mużyki, co za czerń plugawa: mnożą się po Internetach obrazki, jak wybijają koło sedesu dziury, żeby srać koło porcelanowego cudu, którego przeznaczenia nie znają…

Wszystko racja, wszystko prawda, aliści śmiech co nieco na wargach zamiera, kiedy zdać sobie sprawę, że wielu rodaków to ludzie w swej prostocie niemal tacy sami… I cóż, że znają sedes? Ot, osiągnięcie! Ale w wyborach politycznych, w prostym pomyślunku, w rachunku zysków i strat, w podatności na najbardziej cepem tłuczoną do łbów propagandę – takie same Waniusze i Igory Gorycznyje…

Powiecie, że przesadzam.

Tak?

Czterdziestomilionowy kraj w sercu nowoczesnej Europy znalazł nagle „zbawcę”. Już kij tam, że ten „zbawca” w dwóch różnych butach, mówi „inteljigencjom” i jego modus vivendi to motyw zemsty na przeciwnikach. Ale sam pomysł, żeby z jakiegoś korpulentnego gościa w podeszłym wieku o nieustalonej preferencji seksualnej robić niemal mesjasza – to jest pomysł właśnie na miarę tej „pansłowiańskiej” rosyjskiej mentalności, którą nam tak bardzo ruskie przez trzy ostatnie stulecia wpajali, że i prostemu ludowi w znacznej części wpoili.

Nie chodzi o to, jaka jest ta nasza nieszczęsna kaczka: chodzi o to, jaką pozycję zajmuje. Bo gdyby w miejscu tego ornitologicznego dziwa znalazł się nagle dwumetrowy blondyn o aparycji Richarda Gere i inteligencji Einsteina – nadal nie byłoby lepiej: żadna władza nie powinna być skupiona w jednych rękach.

Dlatego właśnie Churchill rzekł był niegdyś: demokracja, to paskudny ustrój, ale nic lepszego nie wymyślono.

Cóż może zrobić łebski nawet człowiek w amoku władzy totalnej?!

A co zrobi egotyczny bałwan…

Jest coś takiego jak empiria. Wkładamy rączkę w ogień – boli. Pragnienie mamy – pijemy. Proste, jasne, wyraziste. Bo rozciągnięte na minuty, godziny, dni.

Empiria historyczna spływa po nas, jak – nomen omen – po kaczce. Bo jest rozciągnięta na dziesięciolecia. ”Historia magistra vita est” – hahahaha, trudno znaleźć większą drwinę z rozsądku. Nie jest i nigdy nie była.

Tyle pokoleń walczących o demokrację – i nadal ta ponura szara masa, ta mierzwa, to ciemnota, która szuka swojego wodza, żeby jej zadał chomąto, paszę i dla własnych ambicji poprowadził na rzeź albo do kieratu.

Rok za rokiem.

Dekadę za dekadą.

Stulecie za stuleciem.

 

I co? My Polacy, złote ptacy? My nie to samo, co ruskie?

To jak to się stało, że po trzydziestu latach od obalenia komuny żyjemy w kraju, którym niepodzielnie rządzi jakiś JEDEN osobnik w krzywych bucikach, oficjalnie piastujący stanowisko posła? Jak to się stało, że na jego skinienie jest całe państwo, edukacja, tzw. „polityka historyczna”, geopolityczne miejsce Polski na świecie, gospodarka,  a w końcu nawet język – i to nie tylko polityczny?

  • Śmiejecie się z Putina? Z jego referend po 98 procent wśród gruzów? Z jego telewizji i różnych Zacharowych, Sołowiowów i innych Łżewrowów?

A czym to się różni od naszej telewizji – hatfu! – publicznej?

Śmiejecie się z tyrad Putina i Łżewrowa o NATO? A czymże to różni się od pomrukiwań Przestępców i Skorumpowanych o Tusku i Niemcach? Że skala nie ta? No cóż, tak krawiec kraje, jak mu materiału staje.

Każdy wariat z hysiem na władzę absolutną będzie szczuł ludzi na siebie. Bo tak się zarządza plebsem. Trzeba mu znaleźć wroga zewnętrznego i wewnętrznego. To elementarz znany od czasów rewolucji francuskiej, twórczo rozwinięty przez bolszewików: Putin jest o tyle nietypowy, że wskazuje zwykle wroga zewnętrznego.

Ale kaczka? Ten odrobił lekcje, wierzcie mi: nie tyle, że słuchał promotora marksisty Ehrlicha (zbyt płytki typ na ideologiczne konstrukcje wpływające na życie), ale wprowadza w czyn bogate doświadczenie życiowe: szczucie i intrygi prowadzą go w życiu do celu.

Czegóż jeszcze nie mieliśmy? Postaram się wyliczyć, ale to próba z góry skazana na porażkę, bo nie mam pamięci, jak prezes wszystkich prezesów -

lekarze, nauczyciele, pielęgniarki, internauci, sędziowie, opozycjoniści, profesorowie, adwokaci.

Ojej, nie ma tu kierowców ciężarówek, sprzątaczy i stróżów (upraszam o nie upatrywanie tu pogardy: zawodowo jestem kierowcą ciężarówki). Ano nie ma, albowiem to jest wyborczy target naszego miłego wodza nad wodzami: śmieciarz nie jest celem rewolucji, tylko jej narzędziem.

Ale są narzędzia i narzędzia.

Niektóre słabe i w ostatecznym rachunku zbyteczne, a niektóre więcej warte i warte poświęcenia tego i owego w tej partii zwanej szachami, jeśli mnie rozumiecie. Świnia bije króla.

I oto dochodzimy do sedna: jeśli idzie o przewagę systemów wodzowskich nad normalnymi, to jednym z wyznaczników jest fakt, że byle kretyn staje się bogiem. Nie ma narzędzi, które sprowadziłyby go na ziemię: ani wolnej prasy, ani wolnej opinii publicznej, ani rachunku ekonomicznego.

Jak sądzicie, czemu prezes Obsrajtek wykupuje prasę lokalną?

A teraz stan po klęsce rozumu:

Wiceministrem rolnictwa zostaje pan Kowalski. Musi nim zostać, bo trzeba mu w magmie spółek, ministerstw i innych synekur znaleźć miejsce. Że Kowalski jest panem dyrektorem z „Poszukiwany, poszukiwana” -  i zna się na rolnictwie, jak świnia na gwiazdach? A co, jeśli się okaże, że nie odróżnia owsa od pszenicy? No i się okazało: w programie „Pieniądze, to nie wszystko” pokazał, że nie tylko w tym głąb. No ale cóż, z zawodu dyrektor…

Ale to jeszcze nic. Nasz nieomylny wódz i dyktator zrobił z „pana dyrektora” wiceministra rolnictwa, a mógł go zrobić szefem telewizji! Bo kto mu zabroni?

Ano pani Janina Goss. Znacie nazwisko? Nie znacie? To poznajcie, bo ta potężna pani właśnie zmieniła wam szefa propagandy.

Ta pani słynie z tego, że jest na tyle odkryciem naszego małego wodza, że przepisuje mu ziółka. Na nerwy, jak zgaduję.

I oto wszechwładny skurwiel z nadania samego wodza, najczarniejszy z jego diabłów, mistrz od „fur Deutschland”, sam Kurski mistrz propagandy z pasków TVP Info, ten sam sukinsyn, który od ośmiu lat robił wodę z mózgów ciemniactwu – poszedł od razu w odstawkę, bo:

Na biurko prezesa trafiła kaseta. Na której było nagrane, iż prezes Kurski powiedział: dopóki ja będę szefem TVP, dopóty nawet Jarosław Kaczyński nie zmieni mojego zdania odnośnie zwolnienia tego pana.

Puff!

I nie ma Kurskiego.

Takiego państwa chcieliśmy? Takiego?!

To nie chodzi już nawet o to, że rządzi Putin, Kaczyński, czy jakaś inna swołocz.

Chodzi o to, że rządzi wami ich EGO.

To chodzi o to, że jakaś nawiedzona baba, czy pierdolnięty typ mogą wam ustawić życie na całe pokolenia, boście nie wiedzieli, na czym polega demokracja, a za to wiedzieli, czyjego ego nie drażnić.

Różnica z Putiningradem?

Żadna.

Ot co.

 

A w ramach prezentu urodzinowego dla naszej małej księżniczki na koturnach, Władimira Władimirowicza Truciciela:

Putin

Trwają łamańce wciąż językowe
I człowiek prosty bez miar się wścieka,
Jaką dla katów stosować mowę?
To wścieka bardzo, kurwa, człowieka.

Kiedy się łamie okrucieństw skala,
I milion ofiar znaczy co setka,
Skala nam przekleństw nagle spierdala,
Bo nagle bluzgów stek, to jest betka.

Zatem najmilsi, głów już nie łamcie,
Nad tym jak nazwać akurat tego:
Że to jest Stalin, więcej nie kłamcie,
Bo mamy jak raz nie wąsatego.

Putler, czy Hitler Władimirowicz?
Na co to tworzyć neologizmy?
Adolf Władimir, czy Putlerowicz?
Ja was przepraszam – to idiotyzmy.

Na co używać te omówienia,
Moc trafną analogii nawet,
Na co się bawić w niedomówienia,
Kiedy wystarczy prosto zdać sprawę?

Po tym co zrobił, świat już zobaczył:
Nazwisko jego z dna wszechrynsztoków:
Nie piszcie „Putler” - Hitlera znaczy
I bez tych giętkich języka kroków.

Chcecie zbrodniarza? Oto ta groza:
„Stalin”, czy „Hitler” już martwe fiuty
Te porównania to zbędna poza,
Wystarczy przekląć po prostu „Putin”.

Propaganda sukcesu

  • Kategoria: Polityka
  • Simon

Mam taką prywatną prośbę. Wiem, sprawa śliska, takie czasy: zaraz może być sprawa o molestowanie, próbę gwałtu, takie tam. Co innego jak się to nazwie seksworkerstwem, a nie kurestwem, ale spróbuję po staremu: niechże mnie ktoś uszczypnie. Strzeli w zgrabny poślad. Walnie z bańki.
Może się naprostuję, bo na razie nie rozumiem.
Nadeszła prawa i sprawiedliwa partia. W odróżnieniu od byłych złogów komunizmu najprawsza i najsprawiedliwsza.
Sprawy sądowe trwają trzy razy dłużej. Prokuratorzy są na wezwanie ministra. Dług publiczny, który w ćwierć wieku rósł sobie do biliona złotych, w siedem ostatnich lat urósł o kolejne pół biliona. Ale w zasadzie to nieprawda, bo szef NIK-u, przypadkowo skonfliktowany z kolesiostwem, wykazał, że kolejne ponad trzysta miliardów jest kreatywnie pochowane w różnych budżetowych fiki-miki. A i tak grozi nam dziura budżetowa w wysokości stu miliardów złotych.
Czyli prawie dwa biliony jak obszył.
Do tego koszt obsługi tego zadłużenia i ciągła emisja nowych obligacji. Plus dodruk pustych pieniędzy przez szefa NBP, naszego gawędziarskiego „jaszczembia”.
To wszystko, przypominam, w czasie wojny tuż nad granicą.
Wysokość rat kredytowych wzrosła różnie: u niektórych tam pięćset złotych, u niektórych trzy tysiące. Tak od pół raza do trzykrotności.
Benzyna jest po osiem złotych. To zrozumiałe, skoro baryłka ropy kosztuje 120 dolarów. Za Tuska była po pięć, no, ale wtedy baryłka była po 140 dolarów.
Jak tam Nowy Ład? Ulżył?
Ale to jeszcze nic. Mamy sobie inflację. „Putininflację”, jak raczył się wyrazić nasz prawdomówny premier.
Przed rozpoczęciem wojny JUŻ wynosiła dziewięć procent. Teraz – niemal szesnaście.
Ale – ludu naiwny – ona wynosi  szesnaście,bo tak się ją przedstawia. Taki tam macie w GUS-ie „koszyk”, że się wrzuca chlebek, samochodzik i telewizor.
Ile razy w roku kupujecie telewizor?
No i już wiecie, dlaczego w waszym odczuciu inflacja sięga spokojnie 25%...
Ale to nic. Odpowiednie osoby, za odpowiednią gratyfikację zapewnią was, że to żaden problem, bo polska inflacja pobiła rekord trzydziestolecia, a niemiecka CZTERDZIESTOLECIA!
Furda tam, że polska jest zestawiana z hiperinflacją zaraz po PRL-u, a niemiecka przebiła rekord, bo z trzech doszła nad siedem…
„Fur Deutschland”. Łapiecie? Bo w sekcie nie łapią. A ja jakoś nie bardzo, chyba za tępy na te dowcipy jestem.
Ale to nadal nic, albowiem „putinflacja” naprawdę nadejdzie. Niebawem.
A potem sezon grzewczy. I zdziwienie cenami prądu i gazu. Ale spokojnie, pan Glapiński ma masę forsy, chyba mu wierzycie? Ja tam mu wierzę. Skoro twierdzi, że może dostarczać forsę wagonami, to tak zapewne jest. Ja wiem, że kiedy te kukiełki prezesa wszystkich prezesów występują, to sprawiają wrażenie, jakby wszystkie były spod dłuta Gepetta, specjalisty od drewnianych nosów. Przyznacie, że nasz żoliborski Gepetto sprawił się nieźle: cały teatrzyk mu śpiewa, tańczy, recytuje, daje dupy i gotuje – jak to się mawiało niegdyś o Kołach Gospodyń Wiejskich. Ale w tym wypadku to raczej nie kłamstwo, zaraz będziemy mieli kupę forsy. Całe wiadra szmalu. Całe tony papierków.
Na razie rada polityki pieniężnej podnosi stopy, a ten idiota Morawiecki wypuszcza kolejne „tarcze”, kartki na węgiel po 900 zł, i inne takie jaruzelskie pomysły.
Żeby zdusić inflację, rozumiecie, wpompuje więcej drukowanego przez Glapę pieniądza na rynek!
Ale to jeszcze nic, potrzymajcie mi piwo! Idą wybory, a prawi i sprawiedliwi narobili tyle bezprawia i niesprawiedliwości, że będą wili się jak piskorz, żeby wygrać kolejne wybory. I dodrukują, możecie mi wierzyć. Choćby w Lechach Kaczyńskich ze złotym otokiem i znakiem wodnym w kształcie kaczki.
Warto było? Warto?! Ach, jaka była jazda z zielonej wyspy Tuska! To mamy czerwoną…
Nie łudźcie się, że unikniemy konsekwencji. Obecna telewizja – hatfu! – publiczna jest tak dalece bardziej skurwiała od gierkowskiej, jak i będzie obecny upadek gospodarczy. Tamten był pod butem najeźdźcy, pod ssawą złodziejskiego RWPG, czyli okradających kraje satelickie Rosjan, pod zawiłym splotem okoliczności, które wrzały długimi nocnymi rozmowami Polaków: wejdą, czy nie wejdą? Zdrajca, czy ratujący resztki? Buntować się, czy czekać?
W tamtej telewizji, tworzonej pod różnymi „krwawymi Maciejami”, kontrolowanej przez cenzurę, tworzonej w kraju podległym – pojawiały się aluzje, humor, drwina z oficjalnego zadęcia, cwane gierki.
W tej, tworzonej w wolnym kraju, przez Polaków dla Polaków - jest już tylko cepem po łbie walona prymitywna sieczka.
Skoro tak można było spsieć, tak się ześwinić, tak zohydzić wszystko, co dobre i święte, tak pokazać tryumf zaprzedania, hipokryzji, głupoty i serwilizmu – to cóż będzie w gospodarce?!
To, co się dzieje teraz, to tylko przedsmak. Oszalała ze strachu przed konsekwencjami własnej głupoty kacza sekta będzie popełniać coraz więcej błędów.
Kosztownych. Możecie mi wierzyć. Albo się tylko rozejrzeć.
Nie przeszkadzali wam prokuratorzy na telefon? Jeden rumiany parszywiec, blokujący kilkaset miliardów euro dla Polski? Napawało was dumą bredzenie o wstawaniu z kolan przez profesjonalnych kłamców?
Opłacało się dać pobawić dziadkowi z Żoliborza w zbawcę?
To teraz płacić, plebsie!
Za głupotę.

hacklink al hd film izle duşakabin fiyatları hack forum fethiye escort bayan escort - vip elit escort hacklink dizi film izle tüp bebek merkezi hacklink al crypter erotik film izle ataköy olgun escortataköy olgun escortizmir escortpuffskwايباحياباحيGüneşli EscortMerter Escortvozoljudi slot onlinehilarionbetloyalbahis