Kronika wypadków żałosnych VI (01.04.2023 – 10.04.2023)
- Kategoria: Polityka
- Simon

W 2022 roku Adam Glapiński za szefowanie NBP zarobił sobie 1,3 mln złotych. To tak gdzieś o jedną trzecią więcej, niż szef FED (Amerykańskiej Rezerwy Federalnej).
Tak, ten nasz niezrównany causeur, bredzący o jaszczembiach i grzybobraniach w niefrasobliwych przemówieniach godnych rozmachem Fidela Castro, odprawianych nad siwiejącym włosem inwestorów i kredytobiorców.
No cóż, fachowcom trzeba płacić. Skoro stał na straży, chronił wartość złotówki, sprawdził się i dobrze robił jedyne, do czego został powołany („You’ve had one job…”) – to niech sobie bredzi do woli nasz pykniczny satyr, niechże zaśmiewa się z własnych żarcików wuja z wesela, co tam… Niech tam, przełkniemy te familiadowe suchary, ważne, że podołał!
A nie. Wróć.
To jeden z najpiękniejszych, a zarazem najżałośniejszych przykładów pisiej hucpy: Prezes Wszystkich Prezesów wskazuje swym boskim palcem na stanowisko powolnego sobie Biernego, Miernego, ale Wiernego, na odwiecznej leninowskiej zasadzie doboru kadr: aby był głupszy od wodza i od kucharki. Pomazaniec kaczy ma jednocześnie spełniać żądania chlebodawcy, udawać eksperta, a jednocześnie faktycznie zarządzać tym, czym ma zarządzać. Skutek jest tyleż oczywisty, co nadmiernie naiwnych zaskakujący - wskazany paluszkiem figurant okazuje się być ignorantem, całość kończy się płonącym burdelem, a dzieje się tak dlatego, że inaczej po prostu być nie może: z zadaniem pogodzenia ze sobą żądań swego pana, który trzymając palec w dupie swojej pacynki poza dyspozycyjnością oczekuje także wyników – nie poradziłby sobie żaden geniusz. Więc jakby miał sobie z takim zadaniem poradzić ignorancki BMW?
Całość okraszona tym pisim crème de la crème: za pożar w burdelu prywatne dwórki po czterdzieści tysi na miesiąc do obciągania… ekhm, spodni, żeby dobrze na konferencjach wyglądały; i prawie półtora bańki zarobków.
Mają rozmach pisiesyny, czyż nie?
To wszystko w imię jednej zasady: małe kłamstewka i małe bezczelności są na dłuższą metę ryzykowne. Gargantuiczne i oczywiste kłamstwa w żywe oczy, jak również krańcowa bezczelność popłacają bardziej: ludzie głupieją od takiego natężenia idiotyzmu i – wbrew oczywistym faktom – szukają drugiego dna. Nikt przecież nie mógłby mieć takiej czelności, żeby zachowywać się jak Glapa w tej sytuacji! On coś wie, tu coś jest przed naszymi oczami skryte!
Wiecie co jest skryte? Że właśnie nic nie ma, poza tą bezczelnością. Ot, cała magia.
„Prezes PiS Jarosław Kaczyński napisał list o św. Janie Pawle II do członków swojej partii. "Dziękujemy Bogu za ten dar, jakim był on dla Kościoła, Polski i świata, ale także stajemy w obronie jego czci i dobrego imienia" — czytamy. Ostatnie kontrowersje wokół osoby polskiego papieża Kaczyński nazwał "haniebnymi metodami", które mają na celu "podważanie jego autorytetu".
Tu leży sui generis pisiej metody zohydzania wszystkiego, co tknie i postanowi wykorzystać. Tu leży praprzyczyna tego, że po trzydziestu latach niebywałego awansu cywilizacyjnego i geopolitycznego na zewnątrz - w polityce wewnętrznej tarzamy się w bagnie z gówna i plwocin, popędzani batami do tego, by coraz bardziej obnażać kły i rzucać się sobie do gardeł.
W tym, że nie ma absolutnie żadnej świętości, grzechu, chwały, żenady, otwartości, tabu, wstydu i bezwstydu, wartości i kontrwartości – których nie można zaprząc w rydwanie ambicji jednego człowieka. Efekt? Absolutna anihilacja wszelkiego autorytetu, instytucji, zaufania.
Kościół – w gruzach, legenda Solidarności – w gruzach, idealizm młodzieży – ditto, wzajemne zaufanie – patrz wyżej.
I wszystko dla „waaaadzy”.
Teraz patrzymy na ostateczne zohydzenie i obrzydzenie JPII. Można go nienawidzić, albo wielbić. Można równoważyć grzechy zasługami. Można dyskutować o historycznej hermeneutyce, czyli odniesieniach do czasu i miejsca. Ale można też zaprząc JPII do rydwanu wodza: jak historię lat 80, „prawo”, „sprawiedliwość”, „solidarność”, „kościół”. I patrzeć, jak to wszystko podlega nieubłaganej erozji i gniciu.
Czego nie sądziłbym o kaczce, to gość ma jednak potężną siłę sprawczą, niczym Midas: jeno nie w złoto wszystko zmienia, a w gówno. Nie ma już autorytetów, dumy, solidarności, jedności. I nie ma już jakiejkolwiek zasługi JPII. Bo kaczka musiała ugarnirować nim swój tryumfalny pochód po zemstę za wyimaginowane upokorzenia swego kaczego ego.
A Polacy patrzą obojętnie i rzucają się do gardeł – sobie…
Rosja obejmuje prezydencję w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Prezydencje w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zmieniają się co miesiąc. Kolejność ustalana jest w porządku alfabetycznym nazw państw w języku angielskim. Przed Rosją funkcję tę pełnił Mozambik, a po niej prezydencję obejmie w maju Szwajcaria.
Niby dość automatyczny proces, ale tym razem z oczywistych względów wywołujący wiele kontrowersji. I ukazujący w jednym, bezlitosnym, stroboskopowym skrócie siłę i bezsiłę ONZ naraz.
ONZ powstało jako pokłosie II Wojny Światowej, a także jako próba zaprowadzenia nie tylko porządku światowego, ale w dodatku próba druga, tworzona niejako w kontrze do projektu pierwszego: Ligi Narodów.
Ktokolwiek z wołających na puszczy czyta niniejsze enuncjacje zauważył już pewnie, że autor tychże nie jest bynajmniej zrównoważony umysłowo (kto chciałby o takiej politycznej ohydzie tworzyć tak długie i nudne elaboraty? Chyba wariat), a skoro tak, to zapewne nikogo też nie zdziwi, że – jak na wariata przystało – i hobby ma raczej takie niecodzienne.
Pasjami układam puzzle z tartej bułki. Liczę mrówki w okolicy, choć bez przerwy się mylę i muszę zaczynać od początku. I – co naprawdę wstydliwe – czytuję tuż powojenną prasę, zdigitalizowaną przy polskich bibliotekach (gorąco polecam np. archiwum „Przekroju”!)
Wzruszająca była troska dziennikarzy raczkującego stalinizmu o to, by ONZ nie stało się drugą Ligą Narodów. Ale dla ludzi tamtej epoki – szczera. U podstaw pewnego sukcesu ONZ na ponad pół wieku leżał grzech założycielski: oto dwie siły, dwa przeciwstawne imperia, dają swoją siłę wspólnej platformie, międzynarodowemu forum uładzonej wymiany prestiżu i pogardy. Grzech zrównania zła i dobra dla wspólnego celu zdziałał nieco dobra: dla dobrej strony jako wymówka, dla złej jako parawan. Dopóki ten dualistyczny układ działał – ONZ była zdumiewająco efektywniejsza od niesławnej Ligi Narodów, choć nadal, nie oszukujmy się, dość obłudnie i wybiórczo.
Ale układ na przełomie lat 80tych i 90tych runął – a wraz z nim jakakolwiek sprawczość ONZ. Została skorupa i coraz mniej wiarygodna atrapka do forsowania działań propagandowych rozmnożonych stron.
Tak trzeba patrzeć na to przewodnictwo Rosji w Radzie Bezpieczeństwa. Nikt z tym nic już nie zrobi, bo, wielka szkoda, ale pojawił się chyba consensus: z ONZ już się raczej nie da nic zrobić. W nowym, wielobiegunowym świecie zbyt wiele magnetycznych pól interesów rozrywa tę naładowaną przeciwstawnymi interesami baterię. Teraz jest czas konfliktu, szaleństwa, trwogi. A potem?
Czas na Ligę Narodów III. Czytam korespondencje z pierwszych obrad ONZ przejętych ówczesnych i zastanawiam się: kto mądrzejszy? Oni ze swą nagłą, sutą w propagandowe obietnice a surową w realizacje nadzieją po tym, co ledwo przeżyli - czy my, z nikłą na razie w propagandę. ale wybujałą nadzieją, że – tak dłużej być nie może… wóz, albo przewóz… zbyt wielkie masy przeciwstawnych idei i zbrodni nagromadziliśmy naprzeciwko siebie, bateria na nowo nie jest przerdzewiała, tylko potężna i błyszcząca, idzie czas wyładowania i ustawienia ładunków w nowym porządku po stronach plusów i minusów. Gładząc miliony niewinnych. Historia magistrae vita est? Akurat…
Na początku ostatnio byliśmy to my. Teraz Ukraińcy. Zabawne, choć ponure, że najpierw obrywają nie najważniejsze persony dramatu – ale pewna solidarność Polaków z Ukraińcami może tu mieć podskórne historyczne konotacje…
A teraz w potężnym skrócie dla tych, którzy nie bez podstaw dopatrują się w „Kronikach…” nawiedzonego wodolejstwa: przejęcie przez Rosję przewodniczenia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ jest analogiczne do wpuszczenia seryjnego gwałciciela do klauzury sióstr kontemplacyjnych niemych.
Ech, ci żartownisie… teraz to się zresztą chyba „pranksterzy” nazywa. Kretyni, przeginają wszelkie normy, łamią wszelkie granice, żeby tylko subów na tiktoczkach i innych Instagramach było wiele… Posuwają się do wszystkiego co prymitywny umysł może wymyślić: żrą łyżkami cynamon, liżą publiczne deski klozetowe, strzelają z plaskacza dwumetrowym ochroniarzom (tacy żyją najkrócej, ale wiadomo: pięć minut sławy).
Takie heheszki, żeby tylko bogobojną ludność nabrać, mugolską. No i znalazł się kolejny pajac, zaroiło się od memów: hi, hi, hi, będą kremówki w rocznicę śmierci Dżej Pi Tu w Pendolino rozdawać, a jakie zrywania boków, a jakie śmichy chichy, a jakie podszczypywania. Prawie uwierzyłem, idiota, prawie uwierzyłem – a przecie jak pierwsze internety raczkowały, to ja już po trzecim rozwodzie byłem (nie no, żartuję:).
Ale to nie jest przecież czas pajacowania. Kolubryny w gród walą. Częstochowa wzywa swych synów, by kiełbachę prochową armatom zadali.
Po czym się okazało, że faktycznie zadawali: jakaś tam piekarnia natworzyła z Etrzystapierdylionów, spulchniaczy i umiejętnie wypełnionego formularza zamówień publicznych (oraz nieprzesadnie mąki) cukropodobny produkt, jakiś obsrajtek zapakował to w folijki i zapłacił z publicznej kasy, po czym dawali toto ludziskom w pociągu relacji Warszawa – gdziebądź jako osłodę. Na pohybel rozszalałemu lewactwu. I tak oto znowu nastał ostateczny tryumf dobra nad szynami.
Zawsze mawiałem: nie da się wyśmiać parodii. Zawsze będzie lepsza.
Eksplozja w kawiarni w Petersburgu.
Kawiarnia należy do wagnerowskiego rzeźnika Prigożyna, a występował w niej Władlen Tatarski (w rzeczywistości Maksim Fomin), skazany wcześniej za napad z bronią w ręku, walczący po stronie bandytów rosyjskich w Doniecku (jako wysłany tam zielony ludzik udający miejscową ludność), a teraz popularny w Rosji vloger, który publikował wagnerowską propagandę.
Na spotkanie weszła młoda dziewczyna, Daria Trepowa, wręczyła Fominowi drewnianą figurkę i wyszła.
Figurka eksplodowała, zostawiając kilka trupów i ponad trzydzieści osób rannych. Trepową rzecz jasna od razu złapali, a z jej zeznań wynika, że jest jak dziecko we mgle. Dziewuszka, która pisywała po Internetach o niegodziwości napaści na Ukrainę, szukała jakichś możliwości działania, zadała się z tą dziwną podziemną rosyjską armią, która tam niby istnieje (przyznają się w sieci także do innych aktów sabotażu). Dostarczenie figurki miało być sprawdzeniem jej gotowości do wypełniania zadań. Ona o niczym więcej nie wie.
I skłonny byłbym wierzyć. W wojnie ludzi bezwzględnych została wykorzystanym słupem, a jej los nie obchodzi nikogo z tych, którzy ją wykorzystali. Nie bardzo wierzę w te „rosyjskie armie wyzwoleńcze”. Dużo bardziej w to, że kagiebiści tworzą różne machiny prowokacji i odwetu.
Widziałem zdjęcie Prigożyna, który siedzi w gruzach pomieszczenia po zamachu i chmurnie patrzy przed siebie.
Dostał ostrzeżenie. Od Putina.
„Nie udała się okupacja niemiecka, sowiecka, to teraz mamy okupację liberalno-lewicowych mediów” – to Rydzyk o sytuacji, która zarysowała się wobec nowych faktów związanych z ukrywaniem pedofilów przez JPII. Cóż, chłopina w niesłabnącej formie intelektualnej, nie, że tam to jakoś fantastycznie egzotyczne jest: bo mułła, czy jaki inny imam z Teheranu to w zasadzie to samo. Nuda cynicznej, zbrodniczej głupoty, tej samej, nienawistnej, ciągnącej się przez wieki – obojętnie, czy w galabiji, sutannie, czy w mundurze.
Co do tej okupacji przez liberalno – lewicowe media, to bym się nawet zgodził. Jest bezwzględna, bezlitosna, pozbawiona skrupułów i okupuje umysł Rydzyka. A ostatnie szare komórki rozstrzelała mu już dawno.
Kojarzycie Szymczyka? Komendanta policji? Dzielny ten policyjny trep jest nie do ruszenia. Szpalery suk przed posiadłością zaszczanego wodza, patrole przed schodami donikąd, pałowanie protestujących kobiet, zrobienie z policji prywatnej kohorty pisich oficjeli. Zrujnowanie jako takiego zaufania, jakie wyskrobała sobie policja w wolnej Polsce po przepoczwarzeniu się z Milicji Obywatelskiej (Mogą Obić. Stary prylowski dowcip: ORMO – Oni Również Mogą Obić, ZOMO – Zwłaszcza Oni Mogą Obić).
Taki typ, że kryszę partyjną ma – bo wszak do zadań specjalnych jest, pies swoich panów. Zaeksperymentujmy: co musiałby zrobić, żeby stracić stanowisko? Jaki skandal zlikwidowałby kryszę? Jak bardzo Polska to już prywatny folwark sekty?
A proszę bardzo, nie bawimy się w półśrodki, z grubej rury od razu. Granatnika.
Facet roznosi pięterko własnej komendy odpalając granatnik w miejscu, które teoretycznie powinno być jednym z bezpieczniejszych i obwarowanych procedurami miejsc w kraju. Mało? No to na weselu jego córki bawi się znany gangster. Nadal mało? No to rodzony brat okazuje się być gangsterem związanym z mafiami vatowskimi, któremu prokuratura nader spolegliwie nie stawia zarzutów. Wobec kłamliwego walenia przez lata w Tuska, jaki to z niego vatowski przestępca.
Taka jest nasza wiara, nasz Pambuk żoliborski, nasz Kościół i nasze Państwo, można się rozejść, już nie ma na co patrzeć, wszystko jest mniej więcej jasne.
Starczyło osiem lat.
„Rosja z powodu wojny nie może eksportować swojego i zagrabionego Ukrainie zboża — po prostu gnije ono w magazynach. Przyszłe zbiory są również zagrożone, ponieważ rosyjscy rolnicy nie mają pieniędzy na dobre nasiona. Elewatory są pełne niesprzedanego zboża i nie ma gdzie go składować. Rolnicy są zdesperowani, taka sama sytuacja dotyczy bowiem zbiorów słonecznika.” (Nowaja Gazieta, Europa)
Jaki posiew, taki zbiór.
Od czasu inwazji Rosji kraje NATO przekazały Ukrainie ponad 65 mld dol. pomocy wojskowej — powiedział dziś sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg na konferencji prasowej w Brukseli.
A roczny budżet wojskowy Rosji, to 63,7 mld dolarów. Co oznacza, że sama pomoc NATO Ukrainie przekroczyła już budżet wojskowy Rosji.
Hitler miał pewne asy w ręku. Pewne sojusze, potężną machinę gospodarczą, najpotężniejszą armię świata, niemiecki dryl i organizację, ale zwariował na tyle, że otworzył kilka frontów i rzucił się do gardeł całemu światu.
Putin nie ma organizacji, pieniędzy, drylu, sojuszy, jego armia okazała się być wydmuszką, nie ma techniki, technologii, środków, asów, kart przetargowych. Nie ma już w zasadzie nic. I nadal rzuca się do gardła całemu światu.
Efekt do przewidzenia.
Pokazano czworo astronautów, którzy w przyszłym roku polecą na Księżyc w ramach misji „Artemis” („czworo”, bo jest jedna kobieta, zresztą, uprzedzając zastrzeżenia malkontentów od lamentów nad netfliksową polityczną poprawnością, bo jest kobieta i murzyn: kobieta ma największe doświadczenie, ponieważ ma z nich najwięcej godzin w Kosmosie, a murzyn jest nieźle przygotowany naukowo).
W tle są zwykłe gierki o to, kto pierwszy i jak – inaczej nie potrafimy. Chińczycy swoją misję księżycową chcą wysłać do 2030 roku.
Jest jak jest. Ale urodziłem się w zamierzchłych, spowitych patyną i omszałym odorem zbutwiałych kości latach siedemdziesiątych.
Przed obecną ludzkością podekscytowaną tym, że dziwki mają więcej możliwości pokazywania dupy pamiętam tę ludzkość nieco mniej dekadencką, która nie rozdrabniała się w mrówczym maskowaniu zbiorowej rezygnacji garnięciem pod odwłok wszystkiego, co się da.
Owszem, garnęli. Ale wierzyli. Ja patrzyłem na grafiki Valleyo czy innych piewców Przyszłości – oglądałem starty rakiet do innych galaktyk (w grafice, zaznaczam, bo teraz nic nie wiadomo, kto czyta:), patrzyłem na bazy marsjańskie, orbitalne pierścienie i oglądałem na pannę Ridley walczącą z Obcym – jak na dość nieodległą przyszłość. Byliśmy wtedy świadkami nadziei ludzkości – nie jej rozkładu. Nie średniowiecznej zarazy, zagłady, obojętności, ograniczenia.
Renesansowego podboju, sprawczości, łamania granic.
Teraz znowu wszystko idzie szybciej. Jakby w reakcji na postęp technologiczny, przyśpiesza także pochód epok kulturowych: zdaje się, że po zarazie i wojnie rodzi nam się nowy mały renesans.
Oby fotka drużyny „Aramis” była początkiem nowej fazy optymizmu i podboju. Starczy już dekadencji, taplania się we wzajemnych urazach, niemożności. Wszechświat czeka. Dość dystopii, pora na utopię, która jakoś tam nas pcha naprzód. Ostatni termin na to, abyśmy w obliczu coraz potężniejszych AI stali się optymistami i zdobywcami. Albo zgotujemy sobie kres.
Portal Meduza ujawnił treść broszury zaadresowanej do rosyjskich żołnierzy prowadzących walki w Ukrainie. Jak głosi jej treść, kiedy wycofali się spod Chersonia jesienią ubiegłego roku, dokonali "haniebnego" odwrotu. W notatce żołnierze otrzymali też m.in. polecenie "powrotu do stalinowskich metod prowadzenia wojny".
Wasz ujeżdżacz niedźwiedzi postawił sobie na biureczku gustowny biuścik Stalinka. No i jak to teraz wygląda, towarzysze? A żwawiej, żwawiej tam ginąć, bo Wowa niezadowolony będzie. Stalin mu się coraz częściej śni. Nie dostanie się do rosyjskiego nieba, rozumiecie, towarzysze.
Materialistycznego :D
„Hakerzy z grupy Kiber Sprotyw postanowili w bardzo oryginalny sposób zakpić z rosyjskiego aktywisty, który wspiera wojska Putina walczące na froncie w Ukrainie. Włamali się na jego konto w serwisie AliExpress i wysłali pod wskazany przez niego w zamówieniu adres erotyczne gadżety. Z informacji przekazywanych przez Biełsat wynika, że zamiast dronów dotarły do niego sztuczne penisy o łącznej wartości 25 tys. dol.”
I to jest pokazanie faka. Stylowe. Odżywają wspomnienia polskiego ruchu oporu, polska nieustępliwość, polski humor nawet w czasach zagłady, polska wyższość dowcipu nad brutalną siłę. Teraz te przymioty są ukraińskie.
Cóż bardziej może nas zbliżać? Geopolityka? Wzajemny interes? Zaszłości historyczne?
Nie. Brak pokory przed obcym butem. To Polacy rozumieją najlepiej. Nic nas bardziej nie zbliża i ośmielam się stwierdzić, że nic bardziej nie cementuje naszej przyszłej sztamy.
Finlandia trzydziestym pierwszym członkiem NATO. Putin awanturuje się ponoć dlatego, że NATO za bardzo zbliżało mu się do granic.
No więc ma dwukrotnie dłuższą granicę z NATO, Morze Bałtyckie jako jezioro krajów natowskich i Rosję na kolanach, z których to ponoć wstawała. Pomijając historyczną sprawiedliwość, ofiary ukraińskie (choć tu pomijać nie wolno), pomijając uwarunkowania geopolityczne: dobrze czuje sukinsyn (przez swoich propagandzistów), że Polska – choć nie mocarstwo, choć nie militarna potęga, choć nie kraj grający pierwsze skrzypce w UE i Sojuszu – to jego najbardziej śmiertelny wróg. My, Ukraińcy i Bałtowie mamy największą świadomość historyczną i materialną, czym jest jego Mordor. Ale my – Polacy – mamy też swoje historyczne doświadczenia. I to one są właśnie dla jego reżimu najbardziej niebezpieczne. Nie Trump, Nie Biden, nie Scholz. Dla Putina najbardziej niebezpieczne jest to, CO MY WIEMY. A tak się złożyło, że po raz pierwszy od trzystu lat nie mamy za sobą tylko skrzydeł husarii, a całą skoncentrowaną przewagę technologiczną rozwiniętego świata.
On to wie. My to wiemy. Czas na ostateczną rozgrywkę.
Czemu o tym piszę? Finowie wiedzą tak samo jak my. Ich wojna z Sowietami weszła do annałów historii.
W Internecie krążą obrazki zaśnieżonego pola i podpis: znajdź stu dwudziestu fińskich snajperów. Mam takie nieco ulotne wrażenie, że właśnie dzieje się sprawiedliwość dziejowa. Putin sam nie wie, co rozpętał. Nie wiedzą sami Rosjanie: liczba nieprawości, które popełnili rzekomo bezkarnie, rozzuchwaliła ich bez miary. Aż tak, że zapragnęli miary. I teraz miara nadchodzi.
Witajcie Finowie, bracia broni. Ja wiem, że minęło ponad siedemdziesiąt lat, że technika i uwarunkowania są inne – ale charaktery narodowe tak łatwo się nie zmieniają. NATO na papierze zyskało średniego sojusznika.
W rzeczywistości może największego, gdy przyjdzie co do czego.
Pojawiają się doniesienia, że Polacy uczestniczyli w wysadzaniu Niord Stream II (w sensie polska armia, ale incognito). Straszne, nieodpowiedzialne, koszmarne.
Och, gdybyż to była prawda! Oby…
„Chińskie władze wycofały miliony wydrukowanych już egzemplarzy oficjalnego partyjnego dziennika "Renmin Ribao", bo w jednym z artykułów zabrakło nazwiska przywódcy kraju Xi Jinpinga – podało w poniedziałek amerykańskie Radio Wolna Azja (RFA).”
Tak. Chiny są gospodarczą potęgą. Tak. Chiny mrugają światu, że liberalizują się tu i ówdzie. Ale w odpowiedniej chwili królowa kier mówi: „Ściąć!”
Nie bagatelizujmy tych orwellowskich tropów.
W całej Polsce pomniki JPII oblewane są czerwoną farbą. Koszt demokracji: domaga się prawdy. Jeszcze raz: może się mylę, ale z mojego punktu widzenia Wojtyła był per saldo postacią pozytywną. Nie odpowiada mi ideologiczne szaleństwo obu stron. Stronienie od hermeneutyki, obiektywizmu i historycznych uwarunkowań mnie mierzi. Z drugiej strony ten wielki grzech jest tak bijący po oczach, że przemilczeć się go nie da.
Szkoda, że te rozliczenia wypadły w momentach historycznie przełomowych: tak dla polskiej duszy, jak i dla geopolityki. Wypada ubolewać, że nie było gorszego czasu. Ale, już trudno – zatrzymać się tego nie da. Gdybym wierzył w rozsądek polityczny Polaków, apelowałbym: rozwiążmy to jakoś racjonalnie.
Ale „rozsądek polityczny Polaków” to oksymoron. Skoro możemy ponieść jakieś zniszczenia, poniesiemy je przez własne zaperzenie w dwójnasób. Dziwię się tylko, że jeszcze ruskie na to nie wpadli: ale mają dość tępą propagandę: jedyne, co mnie pociesza, że ich propaganda tak lotna, jak ich rakiety – wpadną na wykorzystywanie tej polskiej kości niezgody, jak już się jakoś ułoży. Bogu dzięki. Teraz są na etapie Wołynia i krwiożerczych Żydów, którzy pchają nas w ramiona zbrodniczego amerykańskiego imperializmu :D
Donald Trump usłyszał przed amerykańskim sądem trzydzieści cztery zarzuty i występuje od tej chwili w charakterze oskarżonego. Jego zwolennicy gromadzą się w demonstracje. Amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości nic to nie obchodzi.
Europejczycy mają Amerykanów za idiotów. Od zawsze (jak Anglicy Australijczyków) – taki Wąchock zachodniego świata. Poczytajcie sobie zresztą teraz komentarze pod ekscesami jakichś juesańskich patusów: „To możliwe tylko w Ameryce”, „Nawet się nie zdziwiłem, że to te głąby”, itd., itp.
Otóż ci kretyni, te głąby patentowane, ci rozbrajający, zdziecinniali troglodyci z coltami u pasa – w XX wieku DWA RAZY uratowali „dojrzałą” Europę przed autoanihilacją. Zadziwiająco łatwo nimi gardzimy – czy aby to nie kompleks? Może i wydają dziwa w rodzaju orangutana na czele pierwszego mocarstwa świata – ale i mają mechanizmy, które go teraz za jawne wały posadzą.
Na tym polega wielkość USA, która przy wszelkich wadach nadal robi z nich pewien wzorzec liberalizmu dla zapóźnionej Europy.
A nie mówiłem? Już niemal pewne, że Kukiz pójdzie do wyborów z list PiSu. Szmata zaabsorbowała, a teraz odda.
Chcę teraz zamieścić coś, co może nie być prawdą, choć na nią wygląda. Ale to są słowa człowieka, który Kukiza zna i wypowiedział je publicznie.
Dla młodzieży (czyli wszystkich poza mną, he, he) – niegdyś dość popularną w polskim światku politycznym personą był niejaki Tymochowicz. To był specjalista od retoryki, mowy ciała, szachermacher w public relations, słowem, reżyser otumaniania. Zasłynął tym, że wypromował Leppera i Samoobronę. Wypromował, to może złe słowo: wziął coś takiego jak Agrounia dziś – i zrobił z tego markę. No mniejsza. Postać dziś już słusznie zapomniana. A teraz jego relacja, jeszcze raz zastrzegam, jego, nie moja, może kłamie, oceńcie sami, bo jest śliskim typem:
Po wielu rozmowach telefonicznych spotkaliśmy się na kilka godzin w knajpie w centrum Warszawy na Hożej w 2014 roku, przed słynnymi wyborami. Pamiętam, że byłem przerażony.
Pierdolił coś o wyborach jednomandatowych - z których chciał zrobić sztandar wyborczy ale na moje pytania o kompetencje o znajomość polityki czy polskiej racji stanu miał tylko jedną śpiewkę: "ja mam serce polskie, patriotyczne, uwielbiające Mazury, Tatry i Bałtyk. Moi przodkowie także kochali Polskę".
Na takie wywody i wynurzenia - miałem tylko jedną uwagę, pytanie, powiedziałem mu: Paweł a tak naprawdę o co Ci kurwa chodzi, po grzyba jakiegoś ci burdy polityczne?
Pamiętam, że przełykając gęstą ślinę, (musieliśmy jakieś wino zamówić) powiedział z łezką w oku: - Nikt nie chce moich koncertów, do mediów mnie nie biorą, nie mam przyszłości jako muzyk, nie mam hajsu, jestem bankrutem.
Podziękowałem mu wtedy za szczerość, nawet się trochę wzruszyłem, choć lepiej by zrobił gdyby nic nie powiedział - wtedy miałbym domniemanie, że to kretyn a tak rozwiał wszystkie moje wątpliwości.
Nigdy więcej nie rozmawiałem z Kukizem ani o polityce ani o życiu, byłem przerażony nie tylko tym jak wielki to kretyn, ale przede wszystkim tym, że wiedziałem, że ma w Polsce wielkie szanse - bo naród polski w większości przynajmniej, kocha kretynów, idiotów, nierobów i nieudaczników - chyba najmocniej i co gorsza wybiera ich na polityków - na potęgę.
Potem rozmawialiśmy o tym, z kim miałby większe szanse, czy z lewicą, czy z PiSem, czy PSL'em. A ja miałem deja vu, przypomniał mi się film Marcela Łozińskiego z moim skromnym udziałem zresztą z 2004 roku - "Jak to się robi... " i przez moment zobaczyłem Dariusza Konopkę zamiast Kukiza. Ale Darek pochodził z dalekiej wsi pod Tychami, nie wiedział kto był papieżem, nie miał pojęcia czy Polska graniczy z Francją czy z Hiszpanią i miał ledwo 18 lat. To tylko jeden epizod bezpośredniego spotkania - ale to wystarczy aby wiedzieć z kim mamy wątpliwą przyjemność rozmawiać.
Chciałoby się powiedzieć: macie to, co chcieliście, macie to na co w większości zasłużyliście, ale gdzieś głęboko w sercu pozostaje tępy, gorzki ból o zapachu stęchlizny.
Z drugiej strony zastanawiałem się przez chwilę co ja bym zrobił na ich miejscu - wcielając się w populistycznego neo-bolszewika - gdybym jak oni zarąbał tyle miliardów z państwowej kasy. Chyba tylko jedno: zaplanowałbym coś na kształt misji samobójczej politycznie by nawet rozmontowano moją partię, po to aby spokojnie gdzieś w Ameryce Południowej czy gdziekolwiek skapitalizować bandycko zagrabione pieniądze. Przecież "rodzina najważniejsza".
No, ale teraz Paweł Kukiz, antysystemowiec, startuje z list PiS.
„Władimir Putin instaluje repliki swojego kremlowskiego biura w rezydencjach w całej Rosji — twierdzi Gleb Karakułow, który przed ucieczką z Rosji służył w rosyjskiej Federalnej Służbie Ochrony (FSO) i był bliskim współpracownikiem prezydenta. W wywiadzie dla Dossier Center tłumaczy, że za zachowaniem Putina, stoją jego paranoje.”
Pancerne pociągi w bunkrach. Bo wizja nie wypaliła.
Tout proportion gardees sześćdziesiąt suk na Żoliborzu.
A ja mam taką małą satysfakcję: nie wypalają te wizje, bo wypalić nie mogą. Może i jest pogłowie bezmózgiego bydła, które da się wprząc do kieratu takiego psychopaty. Ale zawsze znajdzie się jeden byczek, albo dwa, które powiedzą: „pierdol się”.
Tylko dlatego jesteśmy ludźmi. Tylko dlatego. Pozdrowienia dla babci Kasi: nie jest mi kompletnie zbieżna ideowo, absolutnie w większości spraw się nie zgadzam, ale jej ośli upór, siłę i ochotę do stawiania faka bandytom podziwiam. Dłużny jej jestem, mimo wszelkich różnic co do meritum.
Bo to ona na swych starczych nóżkach jest tym bykiem, który zaburza ruch kołowrota satrapom. Ścielę do nóżek, babciu Kasiu. Mam metr osiemdziesiąt, prawie sto kilo, w martwym ciągu potrafię wziąć do krocza 150 kg, z boku na sprężynie walę na biceps po osiemdziesiąt pięć na ramię, ale ani się umywam do pani hartu ducha, wobec którego dość tchórzliwy jestem. Chapeau bas!
„— Jeżeli będziemy przekonani, że wspólne pójście do wyborów powstrzyma progermańską hordę, którą kieruje Donald Tusk, to oczywiście jesteśmy gotowi pójść z PiS-em — powiedział Zbigniew Ziobro. Podkreślił jednak, że Solidarna Polska przygotowuje się na ewentualność samodzielnego startu.”
Ech, ten Ziobro… Mały ujek z małym pistolecikiem – wiele już wie o intrygach, ale niewiele z tego, z czego się wziął. Można by ludziom jego pokroju tłuc do łbów historyczne paralele do woli, tłumaczyć, odwoływać się do sumienia – ale po co, kiedy mówi się do prymitywa, który niewiele rozumie, poza obłymi hasłami odbijającymi się czkawką swoich twórców po stu latach?
Otóż źródło tej głupoty jest proste – i może zarzucicie mi, że aż za proste, ale takie jest moje zdanie. Może nie chcecie go znać - i pewnie nawet na pewno nie chcecie – ale za myśleniem takich ameb kryje się ponad trzychsetletni schemat, z którego nawet nie zdają sobie sprawy.
W poniżającym i prymitywizującym skrócie: Polska od kilkuset lat jest areną ścierania się świata Zachodu i Wschodu, rzecz jasna ze wszystkimi niejasnościami, meandrami i niejednoznacznością – ale jednak jest to starcie się dwóch kultur.
Dmowski stawiał na Rosję i tako jego pogrobowcy – oenerowcy: wbrew zgniłym miazmatom Zachodu, które sprowadzają się do tego jednego, mrożącego krew w żyłach wszystkim ajatollahom słowa: liberalizm. Czyli wolność jednostki.
Piłsudski stawiał na świat przeciwny: świat wolności jednostki, wizji współpracy narodów, a nie podboju, na Niemcach, a nie Rosji.
Wydawałoby się, że to Piłsudski zbłądził, bo Niemcy oczadzieli.
Aczkolwiek, jak się ostatecznie okazało – Rosjanie bardziej :)
Ani Ziobrze w głowie, że te rytualne pohukiwania o tym, jaki to z Tuska niemiecki agent są równobrzmiące z tym, co ONR mówił przed wojną o Piłsudskim. On o tym nie wie, bo to głąb. Nie ma ani znajomości historii, ani odniesień ideologicznych, ani tak naprawdę nie wie, co powiela – ot, taka ameba ideologiczna pędzona osobistymi ambicjami. Rzuca propagandowymi cepami, sam w nie nie wierząc, bo działają. Tacy ludzie nie czują, że przejęta przez nich propaganda ma NAPRAWDĘ wielowiekowe tradycje, konotacje i znaczenia. Tacy ludzie instynktownie wybierają głupotę, bo wiedzę historyczną mają nikłą. On będzie partyjota co kocha Piłsudskiego i Dmowskiego po równo i jest kompletnie ślepy na nauki historii, bo historii po prostu kompletnie nie zna. A skąd mógłby, mały prymityw?
Czasem myślę, że te wszystkie małe charakterologicznie ujki w rodzaju Kaczyńskiego, Ziobry, Rydzyka to nie są ludzie, którzy chcą źle (pomijając osobiste wady w rodzaju pragnienia zemsty i wrodzonego narcyzmu) – to są po prostu nieuki, głąby, którym tłuczono w tępe łby wieszczów, historię, doświadczenia narodowe – a po nich spłynęło to jak – nomen omen – po kaczce woda.
I jesteśmy, gdzie jesteśmy. Bo tacy ludzie, po ledwo liźniętym gomułkowskim sznycie od Hakaty właśnie ustawiają nas geopolitycznie. Bardzo lubię książkę Aleksandra Bocheńskiego „Dzieje głupoty w Polsce”. Z wieloma tezami Bocheńskiego się nie zgadzam. Ale jedno wypada mu przyznać. Z historii nie uczymy się nic a nic. Polska głupota nie polega na tym, że Kaczyński, Ziobro czy Rydzyk nie odrobili lekcji. Polska głupota polega na tym, że nie odrobiło lekcji całe społeczeństwo i takie kukły narzucają w tym kraju rząd dusz…
Do Polski przyjechał Żeleński. Dostał order Orła Białego od Du.y, przyjmowany jest z honorami, wszyscy go tu obściskują.
Wiem, że zabrzmi to głupio – ale może to nie on i Ukraińcy są przez nas ratowani, ale jest całkiem odwrotnie?
Wobec zagrożenia po raz pierwszy nie mam wrażenia, że Duda coś zszargał, dając ten order. Po raz pierwszy ściskam swoje mocarne piąstki i powiadam: „dawaj”.
Czyż nie to jest forpoczta tej przykrej sytuacji, kiedy to Polacy na skutek zewnętrznego zagrożenia wreszcie się na jakiś czas zjednoczą? Jaskółka tego już była, jakże krzepiąca: reakcja Polaków na uciekinierów z Ukrainy. Uwierzcie mi, to, co zrobili Polacy trafi kiedyś do annałów socjologii. Pierwsze jaskółki zjednoczenia zakwiliły.
Trudny czas – Polacy zaprzestają dzielenia włosa na czworo? Do tej pory zawsze za późno. A niechby ten jeden raz w sam czas?
Jestem nieprzejednanym wrogiem sekty, która nami rządzi. Nienawidzę Azji, którą wprowadzili do europejskiego kraju. Mierzi mnie ich dezynwoltura w odkopaniu i kultywowaniu wszelkich narodowych przywar. Ale teraz nie jest czas na wzajemne waśnie. Może kradną, może są bezczelni, może kłamią. Może z prawdy i przyzwoitości zrobili dziwki, może są wrzodem, który pękł i zalewa ten kraj smrodem – ale mamy, co mamy – oto idą Turcy pod Kamieniec, nie czas teraz na drobiazgi. Może się na tym chwilowo wzbogacą – ale nie teraz jest czas rozliczeń.
Powiem więcej: jeśli opozycja wygra wybory, to baty po dupie dla kaczego prowodyra, ale niewiele więcej. Ja wiem, te złodziejstwa i kłamstwa wołają o pomstę do nieba – ale to nie jest rzecz najważniejsza. Rzecz najważniejsza jest teraz na wschodzie. Nie zatopmy się we wzajemnej nienawiści.
Bo na to Mordor liczy.
Silvio Berlusconi trafił na intensywną terapię.
Ja wiem, mizogin, cham, szkodnik, prymityw. Ale ilu z nas potajemnie zazdrości mu tych słynnych „bunga bunga”? Być może to jeden z motorów jego popularności. Nie sądźcie, byście nie byli sądzeni…
„— Polskie kraby i pioruny w rękach Ukraińców przywracających wolność naszemu narodowi, dodają siły także waszej wolności.
— Nie ma już takiej siły, która przeważyłabym nad braterstwem ukraińskim i polskim. I dzięki temu spełnią się słowa: co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy — powiedział po polsku Zełenski.”
Nie ma już takiej siły. Nie ma. Po kilkuset latach. Witamy bracia w puli wolnych narodów.
Poróżniło nas wiele. Nie jesteśmy bez grzechu, ale wy też nie. Wtedy wybraliście, jak wybraliście. Gdyby nie to, historia naszej części Europy wyglądałaby zgoła inaczej. I piszę to bez satysfakcji. Nie byłoby mordowania was przez nas w imię przetrwania Rzeczpospolitej. Nie byłoby wystawienia was przez II RP do wiatru. Nie byłoby ludzi w polskich dworkach mordowanych przez was na sposób z obrazów piekła Breugla. Nie byłoby sześciu milionów Ukraińców zmarłych z głodu. Nie byłoby tego całego piekła między naszymi narodami, gdybyśmy w porę się zorientowali, w czyim to piekło jest interesie.
Zapamiętałem pewne znamienne słowa Żelenskiego sprzed pół roku: „Straciliśmy starszego brata, ale odzyskaliśmy siostrę”.
Starszy brat był katem. Mam nadzieję, że siostra okaże się naprawdę być siostrą. Osobisty apel do moich krajan: jesteśmy wielcy w walce i współczuciu. Tacy pozostańmy. Na wschodzie właśnie wyrósł kraj, który może być naszym najwierniejszym przyjacielem. Nie w deklaracjach, nie w stowarzyszeniach, nie w drętwych mowach. W prawdziwej integracji. Przyjęliście tych ludzi, moi Rodacy, otoczyliście ich opieką i w sposób nieznany w historii nie stworzyliście żadnego obozu dla uchodźców. Potraktowaliście tych ludzi, jak braci. I oni wam odpłacą, zobaczycie.
I teraz to my musimy wziąć na siebie ciężar wprowadzenia ich do NATO i UE. Motywacja w gruncie rzeczy jest przyziemna: będą stanowić bufor między nami a Mordorem. Ale być może stanie się także ludzka: mój brat (w tym miejscu dzięki ci, Pawle!) przyjął pod swój dach rodzinę ukraińską na czas zawieruchy (bez ojca, on walczył). Dzieci bawiły się wspólnie. Matki rozmawiały. Ich koszmar stał się naszą troską. I to wystarczy na przyszłość.
Bułgaria zamyka swoje porty dla wszystkich rosyjskich statków. Także tych, które pływają pod obcymi banderami. Szukaj Fiutinie bułgarskiej mniejszości rosyjskiej, szukaj, aby ją „wyzwolić”.
Zegar tyka. Sam puściłeś go w ruch, debilu.
W Polsce jest tradycyjnie. Może i nie jesteśmy klanem Inuitów, który w krótkich warunkach środowiskowych nauczył się rzeźbić ościenie w jeden sposób tysiąc lat temu i tak rzeźbi do dziś. Ale warunki były na tyle trudne, że tradycja była naszym kołem ratunkowym przez bez mała dwieście lat. I dobrze, fajnie, swojsko, oraz patryjotycznie. Z tym, że to, co stanowi koło ratunkowe w jednej sytuacji – w innej staje się kamieniem u szyi. Tradycja piękna rzecz, ale, jak wszystkie piękne rzeczy – nie ponad wszystko.
Pracownia UCE Research przeprowadziła badania sondażowe dotyczące słynnej wojny majonezowej (przed świętami Wielkanocy). Postanowili dobrze sprawdzić, który to obecnie majonez wygrywa w odwiecznej wojnie majonezowych klanów. Wyniki można zobaczyć w sieci, kto ciekawy. Dlaczego o tym piszę? Przecież do cholery to tylko majonez?! A nie, nie: to AŻ majonez.
Jest taki stary, polski dowcip, który jest mało śmieszny, albowiem to raczej konstatacja, nie żart. Powiada on, że gdyby na biegunie północnym znalazło się dwóch Polaków, zaraz powstały by tam trzy partie polityczne. O wszystko musimy się spierać. Wszystko stawiać na ostrzu noża. Z każdego wyboru robić impoderabilium i kwestię wierności oraz zdrady narodowej. Stosunek do Lewandowskiego, aborcji i majonezu kształtuje nasze miejsce na skali patriotyzmu wyznawców skali tej lub owej – i wszystko jest w takim świecie polityczne i sporne aż do przesady.
Jest taka mało podkreślana, ale zauważalna w praktyce różnica prowadzenia sporów w klajach anglosaskich i środkowoeuropejskich (na którą, nawiasem mówiąc, zwrócił mi uwagę pewien Amerykanin): oni spierają się, żeby wymienić się poglądami i stwierdzić, jak przeciwnik patrzy na życie. My kłócimy się, aby drugą stronę do swojego poglądu za wszelką cenę PRZEKONAĆ. Różnica niby minimalna, ale jakże w istocie kolosalna! Dlatego w Polsce istnieje sprawa majonezu. I jest poważna.
„W czwartek rano Radio ZET podało, że mąż marszałek Sejmu Elżbiety Witek od kilkunastu miesięcy leży na OIOM-ie w Legnicy, w związku z czym do prokuratury złożone zostało zawiadomienie w sprawie możliwego przekroczenia uprawnień w szpitalu. Kilka godzin później Witek wydała w tej sprawie oświadczenie, pisząc, że artykuł na stronie radia powoduje u niej i jej rodziny "niewyobrażalne i niezrozumiałe cierpienie". Na zarzuty marszałek Sejmu odpowiedziała redakcja Radia ZET.” [Onet.pl]
W pierwszym momencie pomyślałem, że to już rzeczywiście przekroczenie pewnych granic. Mąż Witek leży w ciężkim stanie na OIOM, a tu się czepiają, że tam leży. To trochę bez sumienia i serca, nieprawdaż? A potem zaczęły napływać kolejne informacje.
Afera wybuchła przez to, że rabanu o tapirowego męża narobiła córka kobiety, która zmarła, bo miejsca dla niej na tym OIOMie nie było. Czekała kilka dni. Powiecie: no cóż, to straszne, ale jakie są dramaty moralne lekarzy, którzy mają decydować? Przecież kilka dni w tę, kilka wewtę – nie można odciąć człowieka, który jeszcze żyje, choć w stanie wegetatywnym – a jeśli się obudzi?
Otóż okazało się, że na tym oddziale jest dziesięć łóżek na OIOM. Okrutna, ale konieczna praktyka wygląda w całym kraju tak, że po kilku tygodniach przypadki nierokujące po prostu się odłącza, aby ratować tych, którzy rokują. Powiecie – nieludzkie. Powiecie – straszne.
Tak, straszne. Jak samo życie. Tyle etycznych dylematów… Czy przedłużyć leżenie takiego człowieka o pięć dni? Tydzień? Dwa tygodnie? To jest moralny problem, to jasne.
ALE MĄŻ PANI MARSZAŁEK WITEK LEŻY NA OIOMIE DWA LATA.
I wiecie co? Już nie myślę o moralności. Wstyd mi się zrobiło, że w ogóle wpadłem na jakiś pomysł, że moralnym jest odczuwać sympatię dla ludzi którzy robią takie rzeczy. To jest PiS i Solidurna Polska (tudzież jakieś Bielany) – to są przemieleni wielokrotnie przez tryby panprezesowej selekcji osobnicy odpowiadający jego gustom moralnym, intelektualnym i intryganckim; to są wysokocpecjalizowane stada wyhodowanych posłusznych i amoralnych płazińców, z którymi Panprezes zamiaruje podbić planetę: krótkim słowem to jest szczytowa forma negatywnego doboru naturalnego w ewolucyjnym środowisku żoliborskiego drapieżnika.
Ci ludzie nie mają sumienia.
Po prostu.
„Fundacja "Potrafisz Polsko", która jest związana z Pawłem Kukizem i jego ruchem, otrzymała w ostatnim czasie prawie 4,3 mln zł dotacji z publicznych pieniędzy. Stało się to 10 dni po tym, gdy Kukiz w wywiadzie radiowym mówił, że nie ma już pieniędzy na działalność polityczną.” [Wirtualna Polska]
Dodajmy do tego taki ponury fakcik, że „wolnościowiec” i „antysystemowiec” Kukiz wystartuje zapewne w przyszłych wyborach z list PiS.
„Jak ja was kurwy nienawidzę
I jak ja wami kurwy gardzę
Jak ja się za was kurwy wstydzę
Gdy za granicę czasem zajrzę
Jak ja się wami kurwy brzydzę
Jak ja was dobrze kurwy znam
Jak ja się bardzo ludziom dziwię
Którzy wybrali taki chłam
To wszystko czego się dotkniecie
Od razu obracacie w pył
Szarańcza przy was to jest bajka
Bo cały kraj już zgnił
Rozpasłe mordy, krzywe ryje
Kurestwo wszędzie tam gdzie wy
Jak ja was kurwy nienawidzę
Jak do was bym z kałacha bił
A nawet jak wam plunąć w twarz
To wy mówicie że deszcz pada
Jebana wasza partia mać
Co mi ojczyznę okrada
Nadejdzie kiedyś taki czas
Za wszystko kurwy zapłacicie
W helikoptery wsadze was
I nigdy już tu nie wrócicie”
Tak, to tekst pomienionego. Komedia ludzka, nieprawdaż?
Jestem przeciwnikiem poniżania ludzi brzydkimi epitetami, nie przepadam za językiem inwektyw, zostałem wychowany w kulturze walki na argumenty, a nie wyzwiska. Ale, na litość boską: ten człowiek nie zostawił sobie w zasadzie żadnej furtki, żeby bronić go przed nazywaniem „szmatą”! Żadnej.
Zważywszy na to, co wiemy dziś, oceńcie sami… JOWy, sędziowie pokoju, te sprawy… Polska polityka wygląda tak, że kto żyw i może, chce doić krowę, czyli ciemny lud. Nie ma już żadnej wizji, innego pomysłu, ochoty na przebój. Jest ponure tłuczenie kasy na tępym narodzie, w nieustającej akwizycji gruszek na wierzbie ubranych w patryjotyczne barwy. Nie ma wstydu, zahamowani, ambicji, żalu. Jest tylko tępa walka o byt w coraz bardziej zacieśniającym się kręgu bezmózgich drapieżników.
Potrzebujemy wizji. Jak kania dżdżu. Wojna na Ukrainie troszkę nam jej dostarczyła. Ale to wciąż za mało.
Może na początek tą wizją będzie kopnięcie bezwstydnych kłamców i karierowiczów w dupę?
O co upraszam, sługa pokorny.
Pod Kramatorskiem zginął Konstantyn Starowicki, Był dyrygentem opery kijowskiej, a teraz bronił swojej ojczyzny przed najazdem dzikiej hordy zbrodniarzy, gwałcicieli i morderców. Wypielęgnowane ręce, pewnie Stendhal i Faulkner przeczytany, nieduży, młodziutki chłopaczyna (mogę tak pisać, byłem niemal dziesięć lat starszy i sporo ważę), wbił sobie na łeb hełm i poszedł. I nie żyje. Bo jakiś, za przeproszeniem kutas, stawiając sobie popiersiątko Stalinka na biurku, w swoich kałmuckich zwojach mózgowych zapragnął podciągnąć pod to swoją petersburską mafię.
„Cóż, należymy do narodu, którego losem jest strzelać do wroga z brylantów” – to powiedział Pigoń o Kamilu Baczyńskim, który poszedł do Powstania Warszawskiego. I zginął.
Cóż, jesteśmy narodem, który w 1920 zatrzymał bolszewików w ich pochodzie na Europę. Cóż, jesteśmy narodem, który rzucał brylantami we wroga.
Jak was znam, to już nie muszę tłumaczyć więcej:)
Ale jedna jeszcze uwaga. Te brylanty, to nie figura retoryczna.
Wiem, że nieco przerysowuję, ale to jest przykład. Wyobraźcie sobie, że na Ukrainie urodził się człowiek, który jest miary Einsteina i ma rozwiązanie na problem klimatyczny. Trzeba mu tylko dać trochę czasu. I właśnie jakiś petersburski żulik o umysłowości orangutana mu tę możliwość odbiera, bo mu na łeb bombę zrzuca, albowiem ma kryzys wieku starczego. To może dotyczyć dowolnego rozwiązania, człowieka, kraju, miejsca. Dopóki będziemy jako ludzie przyzwalali na rządy psychopaty nad zdrowym rozsądkiem – dopóty nie będziemy pewni swojego losu. Wszyscy.
Hech, Oskar Szafarowicz. Ledwo rozwinięty płód pisiego cynizmu, a jakie już ząbki! Jak gryzie, kłamie i szczuje. To w zasadzie jest egzemplifikacja tego, co się dzieje. Prezes wszystkich prezesów co nieco się zestarzał i czasów nie czuje: co mu tam internety, twittery i inne takie. On się wychował za marksizmu-leninizmu i dobrze wie, że tylko telewizja. Telewizja dla mas, wódz tak powiedział, i dlatego mamy taką telewizję – hatfu! „publiczną” – jaką mamy.
Nie spodziewacie się chyba po tym dziadku jakiejkolwiek orientacji w „tryndach” technologicznych czy społecznych? Nooo nie, wiadomo, że to geniusz, ale też wiadomo w czym. Gdybym miał to jakoś przybliżyć... Czekaj, czekaj… „Geniusz w intryganckim rozgrywaniu układów personalnych w zastałych strukturach hierarchicznych” Coś w tem guście, jak powiedział by pan Wątróbka.
A tu przychodzi taki Oskarek. Bez zahamowań. Znicz trzyma przy grobie ofiar smoleńskich bajecznie. Fizys ma niezdecydowaną, niczym dziewczątko, co pragnie zostać chłopcem, albo chłopiec, który za wszelką cenę nie chce zostać dziewczątkiem. Urodę także. I jeszcze coś poza rodeo ogarnia w necie!
Serce prezesa topnieje. Rozumiecie już ten konserwatyzm? „Żeby się wam wszystkim nie przytrafiło to, co mnie, żebyście tak nie cierpieli, trzeba konserwatywnych wartości i przywrócenia… tego.. żebym tak nie cierpiał… Żebyście wy nie cierpieli… widząc tego efeba… a chuj, daj go na stanowisko w PKO.”
Kij tam, co to mówi o strukturze państwa. Po ośmiu latach rządów żoliborskiej mafii nawet nie ma tematu.
Ale co ma we łbie samo zjawisko pt, Szafarowicz?
Myślicie, że wierzy? Że się waha? Że zakochał się w prezesie?
Nie. Jesteśmy w erze Tik Toka. To zwykła kurwa, która się sprzedaje. Młody jest, ale już rozpoznał zyski i koszty. Jak na Twitterze, Facebooku, Instagramie.
Nie wie jednego. Za młody jeszcze jest. Internet to jednak nie wszystko. Stracił twarz. I nigdy już jej nie odzyska. Jakby cyniczny nie był.
Teraz wtręt na temat mojego cynizmu i chamstwa.
Tak, jestem teraz cyniczny i chamski. Wychowany zostałem w środowisku, w którym przynależność rasowa, seksualna i narodowa była drugim kryterium po kryterium inteligencji. Bardzo się wzdragam przed kategoryzowaniem ludzi i sytuacji pod tym względem.
Ale przebieg wypadków wytrącił mnie z tej kategorii.
Kiedy widzę, co z moją ojczyzną zrobiła nieprzebolana orientacja jednego człowieka, to łapię się za głowę, dlaczego jesteśmy tacy nagle tolerancyjni tolerancyjni.
Że on jest wredny, to jedno. Ale ten nacisk na zgnojenie wszystkiego, czym się zetknie, żeby tylko zatryumfować – łącznie z całym krajem i UE: rozumiecie, że nie wolno grać tak na uczuciach? Co go zmotywowało aż do takiej zawiści? Czy wolno tak grać na uczuciach…
Zwłaszcza uzdolnionych psychopatów? :)
Dobra. Teraz troszkę zabawnie:) Jadę ja sobie A4 między Norymbergą a Dreznem, gdzieś około drugiej nad ranem, mijam srebrny samochodzik malowany jak polska policja z napisem „Rutkowski Patrol”, a zaraz potem czarny samochodzik pancerny z podobnym napisem. Aż mi się wydawało, że śnię i zasnąłem nad kierownicą, ale nie chciałem budzić syna, żeby potwierdził moje pomieszanie i jak większość mieszczan przeszedłem do porządku dziennego nad burakiem z lotniskiem na głowie. Śmieszne, ale nie żeby zaraz syna budzić (ma 1,89 wzrostu, stosowną wagę, szanuje mnie tylko dlatego, że przeczytał Harrego Pottera i uwierzył, że wiem jak wejść na trzy czwarte peronu).
Tak czy siak po raz pierwszy zostałem mimochodnym bohaterem własnych informacji i widział to tylko Księżyc..
Acha, przed Wrocławiem, w połowie drogi donikąd jest taka miła pani w Orlen Stop, Go, Cafe czy jak go tam. Złota kobieta. Zarządza śniadania z osobistym zaangażowaniem. Pyta, co chcą dzieci. Mimo doniosłego głosu ma miłosierdzie dla skacowanych, pragnących jajecznicy. No cóż, ta pani najlepiej pokazuje, że nie jesteśmy Afryką, tylko europejskim krajem.
Do nóżek się ścielę. Oto nowa polska tradycja: nie znają już nas z dobrej pracy tylko za granicą, ale też u siebie.
Troszku Anglików zechciało spędzić Wielkanoc w Europie. Obostrzenia związane z Brexitem ich zaszokowały: kontrole, kilkunastogodzinne kolejki na granicy...Mam radę: znajdźcie Farange’a, który wam to zrobił, i zróbcie mu zemstę. A nie. On we Francji mieszka. W UE.
Dalajlama miał nakłaniać chłopca, by ten „ssał jego język”. Zabrzmię patetycznie, wiem, w obu znaczeniach. Czyli i podniośle i żałośnie (znaczenie anglosaskie i europejskie).Ale wiem jedno.
Jesteśmy stadem zaradnych małp. I słowo „zaradnych” nie jest tu bez znaczenia.
Kłamstwo jest naszym chlebem powszednim. Okłamują nas inni, my okłamujemy innych, okłamujemy samych siebie.
A gdyby tak nie?
Gdyby autorytet był rzeczywistym autorytetem, a to co się mówi - prawdą? Gdybyśmy przestali być przyciągani przez kłamstwo, a rozpoznawali każdy fałsz?
I z tym pytaniem was zostawiam.