Na obecnym etapie nie da się wykluczyć, że Jarosław Kaczyński jest rosyjskim agentem wpływu, mającym za zadanie rozbijanie od wewnątrz struktur państwa polskiego. Dzięki pomocy wielu patriotycznie nastawionych blogerów udało się ustalić kilka faktów z historii rodziny Kaczyńskiego, które rzucają nowe światło na jego działalność polityczną. W świetle tych ustaleń można z całą pewnością stwierdzić,  iż Jarosław Kaczyński na 99 % jest rosyjskim agentem wpływu. Nie na 100 %, bo istnieje też bardzo małe prawdopodobieństwo, iż jest jedynie tzw. "pożytecznym idiotą".

dało się mianowicie ustalić kilka faktów ukrywanych skrzętnie przez rodzinę Kaczyńskich. Niezwykle istotnym jest to, iż  Rajmund Kaczyński, ojciec figuranta, był synem Franciszki Kaczyńskiej, z domu Świątkowskiej. Pochodziła ona z niewielkiej wioski w pobliżu Odessy na Ukrainie.  Z tej samej wioski pochodził Wilhelm Świątkowski, postać niezwykle ponura. Oto jego biogram z Wikipedii:

Wilhelm Świątkowski (ur. 1 stycznia 1919 w Grenówce koło Odessy) – pułkownik Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, prokurator i sędzia wojskowy.
Dzieciństwo i młodość spędził w ZSRR. W 1940 ukończył Instytut Prawa w Charkowie, po czym został powołany do służby wojskowej w Armii Czerwonej. Zajmował stanowiska w wojskowych organach śledczych, był m.in. szefem prokuratury w 204 Dywizji Piechoty. W czerwcu 1944 przeszedł do Wojska Polskiego, gdzie pracował w organach prokuratury wojskowej. W dniu 4 listopada 1950, na mocy decyzji Biura Politycznego PZPR, został powołany na stanowisko Prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego. Funkcję tę pełnił do 26 czerwca 1954, w tym samym roku powrócił do ZSRR.
Prezesura W. Świątkowskiego w Najwyższym Sądzie Wojskowym przypadła na okres wzmożonych represji wobec wyższych oficerów WP, m.in. w tym czasie prowadzono proces gen. Tatara, płk. Utnika i płk. Nowickiego, tzw. proces generałów, aresztowano także gen. Spychalskiego.
Po śmierci Bolesława Bieruta (12 marca 1956) powołano Komisję dla zbadania odpowiedzialności byłych pracowników Głównego Zarządu Informacji, Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Najwyższego Sądu Wojskowego (tzw. Komisja Mazura). Raport Komisji stwierdzał, że W. Świątkowski był jednym z oficerów radzieckich, którzy byli odpowiedzialni za łamanie praworządności. Według raportu Komisji Mazura W. Świątkowski wraz z sędzią Aleksandrem Tomaszewskim byli głównymi inspiratorami wypaczeń w wojskowym wymiarze sprawiedliwości, realizatorami wypaczonej praktyki karnej i bezpośrednimi współsprawcami drakońskich wyroków w sfingowanych sprawach.

Choć nie ma na razie bezpośrednich dowodów na pokrewieństwo pomiędzy babką Kaczyńskiego a Wilhelmem Świątkowskim, to jednak fakt, że pochodzili oni z jednej wsi i nosili to samo nazwisko każe domniemywać, że byli ze soba spokrewnieni. Na pewno trudno było by wykluczyć że się choć znali - w końcu Grenówka to wioska którą nawet trudno znaleźć na mapie.  Dla sprawy istotne jest jednak to, że ów Wilhelm Świątkowski był po wojnie wysoko postawionym funkcjonariuszem aparatu represji PRL, jako prokurator i sędzia wojskowy. Ma to o tyle znaczenie, że ojciec braci Kaczyńskich, Rajmund, tuż po wojnie zrobił przedziwną, jak na żołnierza AK, karierę. Pisano o tym już niejednokrotnie, przypomnę więc tylko w skrócie: po symbolicznym udziale w Powstaniu Warszawskim (ranny w palec w pierwszym dniu walk nie powrócił już do boju), zamieszkał w Warszawie, w pięknej willi na Żoliborzu. Przypomnijmy, że w owych czasach w zrujnowanej Warszawie ludzie gnieździli się jak mrówki w każdej nadającej się do zamieszkania ruderze. Rajmund Kaczyński, nie tylko nie jest represjonowany jako żołnierz AK, ale w dodatku dostaje pracę na Politechnice Warszawskiej - rzecz zupełnie niezwykła, bo wiąże się przecież z kontaktem z młodzieżą, która podlegała stałej, brutalnej indoktrynacji. Na tak odpowiedzialną placówkę na froncie wojny propagandowej władza ludowa wysyłała tylko najbardziej zaufanych ludzi. To wszystko dzieje się w czasach, gdy AK-owcy muszą się ukrywać, gdy są mordowani bez sądu, a w najlepszym wypadku skazywani na długoletnie więzienie przez ludzi pokroju Wilhelma Świątkowskiego.


Trudno wykluczyć, że pokrewieństwo (lub choćby tylko znajomość) z Wilhelmem Świątkowskim, była bezpośrednim powodem tak niezwykłej kariery żołnierza AK w powojennej Warszawie. Rzecz ta powinna być dogłębnie zbadana przez historyków IPN. Ja oczywiście niczego nie przesądzam, cuda się zdarzają. Ale rzadko. Zakładam więc zdroworozsądkowo, że dzięki protekcji Wilhelma Świątkowskiego, Rajmund Kaczyński ułożył sobie klawe życie w zrujnowanej Warszawie. Trudno jednak uwierzyć, że nie musiałby dać czegoś w zamian. Co mógłby dać komunistycznemu aparatowi represji były żołnierz AK i wykładowca na Politechnice? Możemy się tylko domyślać.

Teraz dochodzimy do jego dwóch synów. Mogę sobie wyobrazić, że zupełnie szczerze przyłączyli się w roku 1980 do Solidarności. Okazało się jednak, że z tych dwóch braci, Lech został internowany, a Jarosław nawet nie był na liście osób do internowania! Co o tym zdecydowało? Czy miał w tym udział jego ojciec, dobrze ustosunkowany w PRL-owskim aparacie bezpieczeństwa? Nie można tego wykluczyć.

Można przypuszczać, że jakieś ciemne fakty z historii jego ojca, a być może  z jego własnej historii z czasów stanu wojennego, mogły na poczatku lat 90-tych stać się elementem nacisku przy - hipotetycznej oczywiście - próbie zwerbowania Jarosława Kaczyńskiego do współpracy przez służby specjalne Rosji  To właśnie wtedy zaczyna się walka Kaczyńskiego z Wałęsą, układem Okrągłego Stołu, marsze na Belweder i palenie kukieł prezydenta. A warto pamiętać, że w tych gorących czasach decydowały się sprawy absolutnie kluczowe dla przyszłości Polski: wyprowadzenie z terytorium Polski wojsk radzieckich, wstąpienie Polski do NATO i Unii Europejskiej. Podważanie autorytetu demokratycznych organów państwa mogło storpedować te plany. W tym kontekście ówczesna działalność braci Kaczyńskich daje wiele do myślenia.

Obecne działania Jarosława Kaczyńskiego zostały przez prof. Zbigniewa Brzezińskiego określone, jako dziłania w interesie Rosji. Chodzi oczywiście o próbę rozbicia społeczeństwa, podważenia autorytetu państwa (nie tylko rządu, ale przede wszystkim prokuratury, sądów, policji, Komisji Badania Wypadków Lotniczych, oraz specjalistów, wykonujących ekspertyzy sądowe). Kwestią wciąż otwartą jest, czy czyni on tak z głupoty, czy może jednak ktoś niechętny Polsce go do tego inspiruje. Dopóki nie poznamy jednoznacznych dowodów w tej sprawie, musimy się opierać na poszlakach. A te są dla Prezesa druzgocące. Tym bardziej, że do tej pory nie zabrał on publicznie głosu, aby zaprzeczyć tym, pojawiającym się już od dawna, spekulacjom na temat powojennych losów jego rodziny. Zastanawiające jest też, że tematu nie wziął dotąd na warsztat żaden z dziennikarzy śledczych.
---- 

* Wytłuszczonym drukiem zaznaczyłem wyrażenia często używane przez Jarosława Kaczyńskiego i jego pupili w licznych, publicznych wypowiedziach, dotyczacych jego przeciwników politycznych.